Somerset 1966 - 1971

Odleglosc z Fort Lee do Somerset nie byla duza, jakies 35-40 mil tak ze przyjechalismy przed wozem meblowym, ktory pewnie zatrzymal sie na lunch. Wypakowanie wozu i umblowanie domu nie trwalo dlugo bo mielismy wszystko z gory zaplanowane, pozatem byla tesciowa ktora nam pomagala. Ewa poszla spac w swoim nowym pokoju, a my pracowalismy do 3 rano kiedy uznalismy ze wszystko jest z grubsza gotowe i poszlismy spac.  Nastepnego dnia dokanczalismy drobiazgi. To bylo w okresie kiedy nie mielismy tyle rzeczy jak przy nastepnej przeprowadzce.

Tesciowa niedlugo potem wyjechala a mysmy zaczeli przyjmowac gosci ktorzy byli ciekawi naszego nowego domu.  Dom byl skonczony wewnatrz, ale nazewnatrz roboty trwaly. Podjazd pokryto asfaltem, naokolo domu zasadzono drzewa i krzewy, potem posiano trawe i trzeba bylo ja podlewac. Potem ulica zostala pokryta asfaltem, zrobiono chodniki i zaczelo sie normalne zycie. Poznalismy kilku sasiadow: obok mieszkal adwokat ktory jeszcze studiowal z ktorymi sie najblizej zzylismy. On byl Zydem, synem absolwenta West Point  pulkownika piechoty, ktory zmarl kilka lat wczesniej na raka. Ona byla corka amerykanskiego dyplomaty i Polki, chyba czesciowo Ukrainki, urodzona w Polsce i wyksztalcona w Szwajcarii. Byla chyba starsza od meza, jej wiek byl wielka tajemnica i miala syna z poprzedniego malzenstwa. Bylo to dziwne malzenstwo, ale zzylismy sie szybko. Mieszkali tylko 5 lat i przeniesli sie do Teksasu. Z drugiej strony mielismy inzyniera z firmy Deerfield chyba - traktory, maszyny do budowy drog - ktory mieszkal tylko rok a po nim byl i zostal do dzis tez inzynier z ATT, Zyd, urodzony w Polsce i pierwsze lata zycia spedzil na Syberii. Obok niego mieszkalo malzenstwo z dwojka dzieci. On pracowal w Ward gdzie byl kierownikiem biura a w weekendy gral na pianinie w orkiestrze. Ona pracowala w dziale warzywnym w naszym supermarkecie. Z nimi sie przyjaznilismy i pomagalismy sobie w opiekowaniu sie kotami. On zmarl po 10 latach na wylew krwi do mozgu a zona kilka lat pozniej na raka a corki po kilku latach sprzedaly dom sasiadowi dla jego tesciowej, a same wyjechaly.  Naprzeciwko mieszkali Chinczycy z ktorymi sie tez przyjaznilismy. On byl inzynierem, ale po kilku latach zalozyl chinska restauracje i potem przeniesli sie do nastepnego miasteczka i dom kupil finansowiec z zona i dwojka dzieci. Po kilku latach on zaczal pracowac chyba w Bostonie. Z poczatku przyjezdzal na weekendy a potem znalazl sobie jakas mloda dziewczyne i zona zostala sama z dziecmi i mieszkala jeszcze w czasie kiedysmy sie wypropwadzali.

Zaczelismy swoje zycie w Somoerset pod chmurka Lulu wyjazdu na stale do Niemiec. To nie bylo mile uczucie, moze nie z powodu Lulu ktora nigdy prawdziwa zona nie byla, ale rozstanie sie z Ewa i pozostanie tylko wakacyjnym ojcem bardzo mnie przygnebialo.

Za brata porada zapisalismy Ewe do przedszkola prowadzonego przez uniwersytet ktory byl czescia Wydzialu Ekonomii Gospodarstwa Domowego. Bylo dobrze prowadzone i skorzystala wiele wlacznie z nauka plywania. Zajecia nie trwaly dlugo i trzeba bylo ja odwozic i przywozic, ale przynajmniej miala towarzystwo i dobra opieke. Pod koniec roku byla jednym z dzieci ktore braly udzial w pokazach dla Look Magazine i byla tam uwieczniona na kilku zdieciach.

Pozna wiosna mialem wizyte U.S. Marshall ktory przywiozl mi skarge na ponad pol miliona dolarow ktorych zwrot domagala sie Agency for International Development jako zwrot za towary ktorych pochodzenie sie nie zgadzala z zaswiadczeniami plus kara. To byl szok, mimo ze sie tego spodziewalem od ponad roku po przeczytaniu o tym w jednym z fachowych czasopism. Nie stac mnie bylo na dobrego adwokata i z pomoca przyszedl mi moj sasiad, ktorego kolega zgodzil sie napisac odpowiedz za $300.00 ktore dla mnie w owczesnym czasie bylo powazna suma. Niestety nie kwalifikowalem sie do bezplatnej pomocy prawnej. Oskarzala mloda ladna Murzynka ktora calkiem nie byla zainteresowana tym ze ani wowczas nie pracowalem w oskarzonej firmie jak i ze  nigdy nie bylem czlonkiem jej zarzadu. Glowny oskarzony uciekl do Wloch, firma przestala istniec, ale zostalem ja. Podobnie bylo w sadzie gdzie sedzia federalny wogole nie zwracal uwagi na tlumaczenia. Na szczescie niedlugo potem szlag go trafil i kto inny przejal sprawe. Po pewnym czasie moj brat sie zdenerwowal i zaczal naciskac Senatora Proxmire ktory bardzo lubil sie zajmowac naduzyciami wladzy, ktora w oparciu o klamliwe oswiadczenie pod przysiega Daniel'a Cohen'a zbudowala te sprawe sadowa przeciwko mnie. Zajelo to dobrych kilka lat nim na nalegania brata Senator zaczal rozgryzac cala sprawe ktora ostatecznie zostala umorzona. Gdyby nie on, to pewnie by sie ciagnela znacznie dluzej i bez pomocy dobrego adwokata nie wiadomo jak by sie skonczyla. Tak wygladala "sprawiedliwosc amerykanska"

Lato spedzilismy na podlewaniu trawy, urzadzaniu piaskownicy, zwalczaniem chwastow ktore chcialy zniszczyc swiezo posiana trawe. Mielismy sporo gosci bo chciano ogladnac nasz nowy nabytek. Duzy pokoj "dla zabaw" podzielilem na dwa: jeden byl moim biurem a drugi byl pokojem TV. Pozatem zrobilem  z plyt betonowych "patio" przed drzwiami do ogrodu tak ze bylo gdzie postawic lezaki i krzesla ogrodowe gdzie mozna sie bylo opalac czy zjesc lunch.  Niestety zaraz po naszej przeprowadzce Wujostwo ktorzy mieszkali kilka minut od nas przeniesli sie do Reni do Ottawy i tak stracilismy nasze oparcie rodzinne. Bylo smutno, ale nie bylo rady.

Z koncem lata na "inspekcje" przyjechali braterstwo z dziecmi, tesciowa i szwagierka i wszystkim nasz nowy dom sie podobal. Byl dobrze zaplanowany, nasza parcela miala 0.7 akra, wiec prawie trzykrotnie wieksza powierzchnia niz standartowa. Poniewaz nie byla oparkaniona, wiec czesto sluzyla dzieciom sasiadow jako skrot drogi co mnie denerwowalo.

Jesien i zima przeszly bez wiekszych wrazen za wyjatkiem czestych zachorowan Ewy na zapalenie ucha ktore powodowalo wysoka goraczke, antybiotyki i przerwy w chodzeniu do  przeszkola. Dostawa lekarstw z pobliskiej apteki byla na porzadku dziennym.

Na lato Lulu ponownie pojechala do Mamy zostwiajac mnie samego. Oprocz pracy musialem zajac sie ogrodem, za czym nigdy nie przepadalem, ale poniewaz nie bylo mnie stac na ogrodnika, wiec musialem wszystko robic sam. Lulu pomagala mi w pracy w ogrodzie, ale jak wyjechala wszystko musialem robic sam.

Przez brata poznalismy jego dawnego studenta, Niemca, ktory zostal profesorem w pobliskim uniwersytecie. Lulu miala dosc siedzenia w domu i chiala pojsc do pracy. Dzieki pomocy owego profesora dostala prace na uniwersytecie, a Ewa poszla do przedszkola z tym ze Lulu tam ja zawozila i odwozila. Nie pamietam czy miala pelny etat czy czesc etatu. Zaczela zarabiac, placila za przedszkole a reszte oszczedzala dla siebie. Moja sytuacja finansowa byla bardzo slaba i czesto musialem pozyczac od brata na codzienne wydatki, a Lulu kupila sobie futro. Bylem bardzo zdziwiony, ale jak i poprzednio nigdy nic nie powiedzialem na ten temat, chociaz mialem na to wielka ochote, ale nie chcialem przyspieszac jej wyjazdu z Ewa na stale.

Dzieki Lulu pracy na uniwersytecie mielismy okazje udzialu w roznych imprezach i spotkaniach towarzyskich. Pozatem Lulu jezdzila w niedzielne popoludnia na koncerty w New York'u, a ja zostawalem z Ewa. Nie moglem narzekac bo chodzenie na koncerty nie bylo dla mnie wielka atrakcja, ale duzym wydatkiem z ktorym musialem sie liczyc.

Poniewaz Lulu pracowala wiec uwazala ze naleza sie jej wakacje. Urlop byl krotki bo dopiero co zaczela pracowac wiec pojechalismy z Ewa do pensjonatu w podgorskiej miejscowosci Bushkill Falls. Mielismy tam pelne wyzywienie, opieke nad dziecmi tak ze wieczorem moglismy wyjsc, pozatem byly rozne wycieczki z konna jazda wlacznie w ktorej zagustowala Ewa. Wieczorem po kolacji byly rozne atrakcje i wystepy. Pamietam jak jednego wieczoru byl taniec brzucha zgrabnej tancerki z dosc obfitym biustem. Wszystko przebiegalo ciekawie, az w penym momencie zaczela tanczyc pomiedzy stolikami. Mimo ze siedzielismy skromnie daleko pod sciana, niewiem jakim sposobem dotanczyla do nas i w pewnej chwili zobaczylem jej ponetne ksztalty przed soba i potem moj nos wyladowal miedzy jej piersiami. Chcialem zapasc sie pod ziemie, ale ona miala chyba w tym sporo zabawy a mnie dluzylo sie to nieskonczenie. Przypomniala mi sie Panama i Hotel Seville. Jak sie potem okazalo to nie byl koniec w moim uczestniczeniu w wystepach.

Niestety interesy sie nie poprawialy a moje wysilki znalezienia pracy nie dawaly rezultatow, wiec znowu poprosilem brata o pomoc. W miedzyczasie moj owczesny dostawca chcial sam eksportowac swoje farmaceutyki, wiec zaczelismy pertraktowac jak polaczyc nasze wysilki. Problem byl w tym ze nie mieli ochoty inwestowac, a ja chcialem miec pensje majac dosc zycia na kredyt.

Na wiosne w czasie dorocznego Zjazdu Mikrobiologow brat spotkal sie z prezesem firmy produkujacej aparature naukowa ktora od dawna kupowal. W czasie rozmowy okazalo sie ze on poszukuje nowego szefa eksportu, wiec brat zaraz zaczal mnie zachwalac i umowili sie ze ja sie z nim skontaktuje. Firma znajdowala sie kilka minut od domu, tak ze praktycznie bez dojazdow i miala duzy potencjal eksportowy. W polowie maja sie spotkalismy, przypadlismy sobie do gustu. W tym samym czasie moj dostawca zmienil podejscie do interesow i chcial mnie zaangazowac, dawal chyba tyle samo lub troche wiecej, ale tam dojazd byl prawie godzine w jedna strone. Po dluzszym namysle przyjalem jednak oferte od znajomego brata i 2 czerwca zaczalem tam prace. Okazalo sie ze moim szefem nie bedzie prezes, ale jego zastepca, 13 lat mlodszy odemnie ale dobrze "zasiedzialy" ktory niema pojecia o eksporcie ale "wiedzacy wszystko lepiej" i bardzo niesympatyczny "zamordysta".

Zaczelo sie od tego ze moj angielski nie byl wystarczajaco dobry do prowadzenia korespondencji bez poprawiania go. Potrzebowalem dobrej sekretarki. Mialem sekretarke, ale jej glownym zajeciem byla wysylka towarow na eksport, a nie prowadzenie korespondencji. Moj poprzednik zajmowal sie tylko wysylka towarow, a nie marketingiem. Nie moglem tego zrozumiec, bo do wysylki trzeba bylo zaangazowac dobrego spedytora ktory by wszystkie formalnosci zalatwial. Poniewaz sprzedawano loco fabryka, wiec koszty wysylki i spedeycji ponosil klient, wiec nie bylo potrzeby zatrudniac wlasny personel do tych czynnosci.

Marketingiem zajmowal sie prezes ktory lubil podrozowac albo jego zastepca do spraw sprzedazy o podobnych znajomosciach handlu zagranicznego. Teoretycznie dano mi wolna reke w zorganizawniu eksportu, ale w praktyce decyzje nie ja robilem i o kazda musialem walczyc, czesto bezskutecznie. Bylo wiele chwil ze mialem ochote na wszytsko plunac, bo uposazenie nie bylo warte tej walki, ale poniewaz nie mialem nic innego na widoku - ta druga propozycja rozplynela sie i niedlugo potem cala firma - musialem sie meczyc.

Codziennie rano przychodzac do biura zastawalem na biurku moja korespondencje poprawiona, ktora trzeba bylo na nowo przepisywac zeby ja wyslac. Kazdy drobiazg stawal sie wielkim problemem. Rano bardzo nie chcialem jechac do biura, ale nie bylo rady i trzeba bylo zaczynac nastepny dzien. Poniewaz mielismy tylko jeden samochod, wiec trzeba bylo kupic drugi. Zdecydowalem sie na Pontiac'a o sportowym ksztalcie. Dostawa byla opozniona, wiec na ten czas musialem kupic uzywany samochod ze standartowa skrzynia biegow ktora w duzym samochodzie nie byla latwa do obslugi, ktory pozniej odsprzedalem jak dostalem zamowiony samochod. Poniewaz  Lulu dala mi na ten samochod $500.00 co bylo mniej jak 20% wartosci, wiec chciala nim dojezdzac do pracy, kiedy mnie pozostawal stary Volkswagen. Mialem tak blisko wiec nie oponowalem.

Poniewaz bylem przyjety przez prezesa, wiec personalna byla pewnie pod wrazeniem ze jestem czlonkiem "rodziny" i oprowadzajac mnie po firmie pokazala mi toalete ktora byla zarezerwowana dla "rodziny". Byla prywatna, jak w domu, co bylo przyjemne, w przeciwienstwie do "publicznej" gdzie chodzil "ludek" dzielac swoje odglosy i zapachy. Moje szczescie nie trwalo dlugo bo ktoregos dnia zobaczyl mnie wychodzacego stamtad kierownik biura i wyjasnil ze ten "przybytek" jest zarezerwowany wylacznie dla braci, zalozycieli firmy.

Jak wspomnialem, moj poprzednik zajmowal sie glownie wysylka towarow w czym pomagala mu sekretarka. Oszczedzanie na kosztach wysylki bylo jego pasja. Niedlugo po moim rozpoczeciu pracy zglosil sie do mnie spedytor ktory wysylal czesc towarow firmy, ograniczajac sie tylko do ostatniej fazy formalnosci. Zaoferowal swoje pelne uslugi na bardzo dogodnyych warunkach. Przyjalem jego oferte na probe, ktora przewyzszyla moje przewidywania. Od tej pory moglem doslownie zapomniec o wysylkach towarow  i sekretarka pod jego kierunkiem sporzadzala wszystkie potrzebne mu informacje i dokumenty. Ta wspolpraca przerodzila sie w przyjazn ktora przetrwala do dzis.

Moglem sie wiec zajac marketingiem, szukaniem nowych rynkow, agentow. Jednak do tego potrzebna byla dobra sekretarka. Takiej nie chciano mi dac. Woleli oszczedzic na sekretarce i codzienne po pracy szef sprzedazy spedzal sporo czasu poprawiajac moja korespondecje zaopatrujac ja w niezbyt mile uwagi. Trudno mi bylo zrozumiec logike tego postepowania.

Firma zaczela jako warsztat mechaniczny robiacy czesci metalowe ktore z kolei przerodzilo sie w specjalistyczna fabryke aparatury dla biotechnologii. Nie mozna zaprzeczyc ze mieli glowe do interesow i ze sklepu-warsztatu doszli do ladnego budynku w dobrej czesci przedmiescia. Niestety gorzej bylo z mentalnoscia ktora nie rosla proporcjonalnie do rozwoju firmy a nowo przybyli byli zawsze traktowani z zazdroscia ze wiedza wiecej jak oni, nie myslac o tym ze moze wiecej wiedza, ale oni zrobili wiecej pieniedzy i stac ich na zatrudnianie tych "madrzejszych".

Lulu z Ewa byly na wakacjach znowu u tesciowej ale tym razem Lulu nie miala dlugich wakacji, wiec musiala swoj pobyt ograniczyc. Miala sporo szczescia bo nastepnego dnia po ich powrocie ten sam lot zostal porwany przez terorystow i po wysadzeniu pasazerow w pustyni samolot zostal wysadzony w powietrze. To byl okres kiedy sporo samolotow zostalo w ten sposob porwanych i zniszczonych.

Zaczalem poznawac naszych agentow. Jednym z pierwszych byl nasz agent na Francje ktory byl Alzatczykiem, dobrze mowiacym po niemiecku, bo w czasie wojny Alzacja zostala wcielona do Niemiec i w szkolach uczono po niemiecku. Byl moim rowiesnikiem i spedzilismy kilka wspolnych dni lacznie ze zwiedzaniem New York'u i obiadem w Rainbow Room. Po wielu latach spedzonych w domu za  biurkiem takie wypady na koszt firmy byly dla mnie nowoscia i przyjemnoscia a na dodatek zjednywaly klientow ktorzy byli przyzwyczajeni do Europejskiej goscinnosci. Za wyjatkiem prezesa ktory zapraszl do siebie do domu i jego brata wowczas mieszkajacego na Manhattan'ie ktory zapraszal do siebie a poniewaz byl kawalwerem, wiec potem zabieral gosci do dobrych restauracji ktorych byl koneserem, ja zapraszalem do siebie na drinka zeby stamtad pojechac do restauracji na obiad.

 Zaczalem nawiazywac mile osobiste stosunki a naszymi agentami co ulatwialo mi prace i pomagalo zwiekszac eksport. W dalszym ciagu mialem tylko dorywcze pomoce  w pisaniu listow. Pamietam ze mialem korzystac z pomocy tymczasowej sekretarki prezesa. Byla ladna absolwentka uniwerytetu oczekujaca dobrej pozycji a w miedzyczasie dorabiajac w firmie gdzie jako studentka pracowala w czasie ferii. Mielismy jakies drobne nieporozumienie i ona poszla na skarge do prezesa ktory wzial mnie na lunch i dal wyklad jak nalezy traktowac pracownikow. Najsmieszniejsze bylo to ze on traktowal ich w sposob wrecz przeciwny i czeste jego krzyki na pracownikow byly na porzadku dziennym. Na szczescie nikt sie tym nie przejmowal, bo byli do tego przyzwyczajeni.

W jednym z listow Mama powiadomila ze Jasia z ktora sie dawniej przyjaznilem mieszka obecnie w New York'u bo jej maz, dyplomata szwedzki jest zastepca ambasadora do ONZ. Skontaktowalismy sie i ktoregos weekendu odwiedzilismy ja. Mieszkala w slicznym Penthaus'ie - mieszkanie na najwyzszym pietrze z duzym tarasem i widokiem na Manhattan i obie rzeki - i uzywala zycia. Corki byly w szkolach w Szwecji a oni mieli w jesieni przyszlego roku wracac do Szwecji w przerwie pomiedzy placowkami. Poniewaz chcialem w czasie pobytu w Europie odwiedzic Mame, wiec zapytalem sie jej meza o rade, czy to jest bezpiecznie pojechac do Polski nawet z amerykanskim paszportem. On po rozmowie z amerykanskim kolega powiedzial mi ze jak dlugo mam polskie obywatelstwo bedac w Polsce, Amerykanie nie moga mi pomoc i radzil mi zebym wystapil o zwolnienie z obywatelstwa nim do Polski pojade. Tak tez uczynilem.

Na Dzien Dziekczynienia wzialem jeden wolny dzien i pojechalismy samochodem do Detroit spedzic go z Tadziami. Swieta minely przyjemnie i nawet pogoda dopisala i tylko w drodze powrotnej bylo  troche sniegu. Mielismy nowy samochod, wiec nie bylo zadnych klopotow. Tylko Lulu nie byla wielbicielka dalszych tras i chyba nie pomagala mi w prowadzeniu samochodu.

Nie pamietam jak speedzilismy swieta. Moze byla u nas Renia, a moze byla poprzedniego roku a te spedzilismy sami. W kazdym razie nie pozostawily wiekszych wrazen.

Na wiosne zaczalem organizowac w Londynskim Biurze Rozwoju Handlu Amerykanskiego zjazd naszych Europejskich przedstawicieli. Musialem sie poduczyc specyfikacji technicznych naszej aparatury, czego mi bylo brak. Ale nauka nie szla mi lekko i znajdywalem ciagle jakies wytlumaczenia zeby sie nie uczyc. Prezes przyjal nowego "dyrektora technicznego" i w ostatniej chwili postanowiono ze zamiast mnie on pojedzie. Byl to dla mnie policzek, ale musialem to przelknac. Zjazd nie byl wielkim sukcesem i bylo zdziwienie ze mnie nie bylo. Niewiem jakie byly tlumaczenia.

Moja pierwsza wystawa na jaka pojechalem byla w Bostonie w czasie dorocznego Zjazdu Mikrobiologow. Byla nas spora grupa ktora przyjechala wczesniej urzadzic wystawe a potem w czasie wystawy mielismy dyzury kto i kiedy mial byc na stoisku. Nie wolno bylo siedziec i trzeba bylo podchodzic do kazdego kto sie nasza aparatura interesowal. Poniewaz wsrod zwiedzjacych bylo sporo znajomych czy to przez brata czy prze Lulu, wiec czulem sie bardzo zle i czesto chcialbym sie zapasc pod ziemie bo nie chcialem zeby mnie traktowali jako sprzedawce, co dla mnie zawsze bylo ponizajace.

Na wiosne zwrocila sie do nas firma z Kaliforni z zapytaniem czy nie chcielibysmy wystawic nasza aparature w Moskwie przez ich oddzial w Niemczech. Poniewaz to byl rynek calkiem nieznany i ja tez nie mialem o nim wiekszego pojecia, wiec po sprawdzeniu ich stanu finansowego zgodzilismy sie im poslac w komis aparature na wystawe. Na szczescie nie naciskali zeby podpisac umowe na czas dluzszy, czego bysmy nie zrobili nie znajac wynikow ich dzialalnosci.

Na Wielkanoc przyleciala do nas tesciowa. Mysle ze chciala jeszcze odwiedzic Stany poki tu byla Lulu i Ewa. Nie robila zadnych krokow zeby nas pogodzic. Miala ochote zeby Lulu wrocila do Niemiec, co prawda niewiem po co i wogole cala sytuacja nie byla dla mnie logiczna. Nie moge nazekac na moje stosunki z tesciowa, choc  nie wiem jaka byla jej gra. Nazewnatrz bylem lubiany, zawsze mile przyjmowany, ale nigdy nie czulem zeby chciala zeby nasze malzenstwo sie utrzymalo.

W poczatku czerwca byla Achema - to jest najwiekszy na swiecie zjazd i wystwa przemyslu chemicznego i jego pokrewnych ktora odbywa sie sie co 3 lata w Frankfurcie i na ktorych od lat firma wystawiala. Poniewaz w moim zyciorysie napisalem ze mowie po niemiecku, rosyjsku i polsku, wiec zdecydowano ze na te wystawe pojade tak ze bede mogl objasniac niemieckim klientom w ich ojczystym jezyku. W drodze na wystawe zatrzymam sie w Szwajcarii zeby odwiedzic naszego agenta a ze nie bylismy z niego zbyt zadowoleni wiec mialem rozgladnac sie za nowym.

Polecialem do Zurich'u gdzie wynajalem samochod i weekend spedzilem u tesciow - tesciowa wyszla zamaz za swego partnera - a potem pojechalem na tydzien po Szwajcarii, ktorej nie znalem a potem do Frankfurtu zeby spotkac sie z naszym prezesem jego zastepca a moim bezposrednim przelozonym i z naszym angielskim doradca, przemilym starszym panem. Poniewaz w okresie Achemy dostanie pokoju w hotelu w Frankfurcie jest niemozliwe o ile sie nie zrobi rezerwacji trzy lata, tak trzy lata wczesniej podczas poprzedniej Achemy, rezerwcja robiona tylko kilka miesiecy wczesniej wyladowala nas w Zamku Mysliwskim pod Darmstadt'em, ktory jest w odleglosci kolo 40 km od terenow wystawowych. Na szczescie mialem  samochod wypozyczony w Szwajcarii i nim codziennie dojezdzalismy na tereny wystawowe i wieczorem wracalismy do hotelu sie przespac.

Na wystawie zrobilem bardzo dobre wrazenie na prezesie ktory nie rozumial co mowilem po niemiecku - znal troche Jidish z dziecinstwa, ale to nie bardzo podobalo sie Niemcom. Poznalem sporo naszych agentow i nawiazalem z nimi przyjazne stosunki, ktore przez wiele lat bardzo pomagaly mi w prowadzeniu eksportu firmy.

Poniewaz firma ktora dostala nasza aparture na wystawe w Moskwie tez wystawiala, wiec sie z nimi spotykalismy i dyskutowalismy szczegoly naszej wspolpracy. Byli szalenie goscinni, co w prezesie budzilo zaniepokojenie co do ich wyplacalnosci. I mial dobre przeczucie jak sie pozniej okazalo.  Pozatem poznalismy tam tez konkurenta ktorego finanse byly w zlym stanie ale jakosc produktow bardzo wysokiej klasy. Prezes ze swoim zastepca zaczeli poswiecac wiele czasu naszemu konkurentowi - Ukrainiec z Kijowa wyksztalcony w Niemczech czy Szwajcarii, doskonaly konstruktor, ale niezbyt dobry businessman. Ja z Anglikiem pozostalismy sami i po rozmowie w samochodzie sprawdzajacym nasze pochodzenie zawiazala sie pomiedzy nami przyjazn ktora przetrwala do dzis, kiedy ma juz 90 lat i koresponduje ze mna z Anglii.

Do chwili wyjazdu do Europy nie dostalem zwolnienia z polskiego obywatelstwa, wiec nie ryzykowalem z wyjazdem do Mamy. To bylo smutne byc tak blisko a nie moc pojechac, jednak ryzyko bylo zbyt duze.

Po zakonczeniu wystawy wrocilem do tesciow na weekend, potem oddalem samochod w Zurich'u i polecialem odwiedzic agenta w Holandii poczem wrocilem do domu. To byl okres kiedy lataly  przez Atlantyk odrzutowce na zmiane ze smiglowcami, tak ze staralem sie wybrac taki lot ktory odbywal sie na odrzutowcu i skracal lot o kilka godzin. Lulu miala przyjechac i odebrac mnie z lotniska, ale moj samolot nie wyladowal w New York'u ale w Filadelfii i po niedlugim postoju powrocil do New York'u gdzie Lulu juz nie bylo, bo wrocila do domu. Poniewaz nie bylo innej mozliwosci powrotu do domu, musiala sie ubrac i przyjechac jeszcze raz w srodku nocy, czym nie byla zachwycona.

Miesiac pozniej byl Kongres Mikrobiologow w Mexico City. Poniewaz zona mego przelozonego spodziewala sie dziecka, wiec pojechalem zamiast niego. W sumie bylo nas pieciu: prezes, jego brat, dwoch sprzedawcow i ja. My mieszkalismy w dobrym hotelu podczas gdy sprzedawcy w duzo gorszym i byli przez prezesa traktowani jako "sila najemna". Bylem tym zdziwiony bo podczas poprzedniej podrozy wszyscy mieszkalismy w "kolchozie" po dwuch w jednym pokoju i tym samym hotelu. Poniewaz bylo dwoch sprzedawcow, wiec mialem sporo czasu na zajmowanie sie "specjalnymi goscmi". Najsmieszniejsze bylo to ze organizatorzy widzac moje nazwisko mysleli ze to brat przyjechal - niewiem czemu tam go nie bylo bo lubil jezdzic na kongresy. Bylo kilka smiesznych nieporozumien ktore jak widzialem powodowaly zazdrosc prezesa, ktory byl tylko "wystawca" a nie "uczestnikiem" i byl odpowiednio traktowany. Na tarasach slawnego Muzeum Archeologii bylo przyjecie dla czlonkow kongresu na ktory bylem zaproszony i spotkalem sporo znajomych, tanczylismy sporo i wrocilismy pozna noca do hotelu.

Kilka dni pozniej prezes zaprosil mnie na spacer po pobliskim parku. Bylo juz chyba po polnocy. Myslalem ze bedzie mial jakies pretensje. Okazalo sie ze wprost przeciwnie byl bardzo ze mnie zadowolony, ale musial z kims porozmawiac, bo jego zona ktora piec lat wczesniej miala operacje raka piersi i nie dala sobie calej piersi wyciac, znalazla znowu guz na piersi i sie spodziewal najgorszego i to nie dawalo mu spokoju. Niewiele moglem go pocieszyc, ale taka rozmowa mu ulzyla. Dziwilem sie ze wolal ze mna rozmawiac niz ze swoim bratem. Ale ten jako stary kawaler niewiele na ten temat rozumial, pozatem stosunki pomiedzy nimi nie byly takie bliskie w
tym czasie.

Nasz prezes lubil spacerowac tak ze chcial zebysmy chodzili na wystawe na piechote. To byl pol godzinny spacer dobrym marszem, na ktory nie zawsze mielismy ochote. Nauczylismy sie ze biorac taksowke pod hotelem placilismy dwukrotna lub nawet potrojna cene niz za taksowki na nastepnej ulicy. Przestalismy uzywac taksowek pod hotelem i raz jak bylem w pospiechu i chcialem pojechac taksowka z pod hotelu nie chciala mnie wziasc. Nie bylo dyskusji bo sie nie moglismy dogadac.

Znajomy profesor z Wloch namowil mnie zeby zaprosic ladna meksykanska studentke ktora obslugiwala nasze stoisko na obiad do bardzo eleganckiej restauracji z dansingiem w parku Cheputultapec - prosze wybaczyc pisownie, moze kiedys uda mi sie ja poprawic. Nasze zaproszenie zostalo przyjete. W ostatniej chwili moj Wloch sie wycofal i zostalem sam. Pojechalem po studentke. Najpierw bylem zlustrowany przez jej brata. Kolacja i dancing byly urocze, jakbym wrocil do czasow przedwojennych. Publicznosc bardzo elegancka, ceny odpowiednie. Po dancingu odwiozlem ja do domu. Tam czekal ojciec - ginekolog nie mowiacy po angielsku - i po kilku kurtuazyjnych slowach ktore studentka musiala tlumaczyc wrocilem taksowka do domu a nastepnego dnia uslyszalem od studentki szereg komplementow z uwaga ze jakby wiedziala ze ja bede sam to by nigdy zaproszenia nie przyjela, bo to nie wypada.

Na kongresie obecna byla tez spora delegacja sowiecka pod kierownictwem prof. Alighaniana ktory byl przez kilka miesiecy w laboratorium brata i bardzo sie ucieszyl widzac mnie. Staralem sie z nim rozmawiac po rosyjsku, ale mi nie wychodzilo. Znalem sporo slow, ale nie moglem zbudowac zdan. Namawial nas na wystawianie w Moskwie bo widzial rynek dla naszej aparatury ktora musza kupowac po znacznie wyzszych cenach od posrednikow, ograniczajac przez to ilosc zakupow.

Po zakonczeniu wystawy wszyscy wyjechali a ja jeszcze zostalem dla zakonczenia formalnosci. Wlasciciel agencji uznawal tylko prezesa i jego brata jako mu rownych dal mi do zalatwiania formalnosci bardzo milego kierownika biura ktory mi pokazal kilka dobrych lokali, dla tubylcow, gdzie jedzac dostawalo sie doslownie zeza, ale bylo wolne od turystow i po znacznie bardziej przystepnych cenach. Wyniki handlowe wystawy byly zadne i w ciagu roku czy dwuch zmienilem agenta na bardziej produktywnego.

Ktoregos poznego wieczoru zadzwonila do mnie Jasia. Byla w doskonalym nastroju i zapytala sie jakie mam plany na weekend. Nie mialem zadnych wiec zaproponowala zebym ja zabral na plaze. Pojechalem po nia do Manhattan'u gdzie mieszkala i przywiozlem na plaze, pozniej pojechalismy na obiad i ja odwiozlem do domu bo miala jakies wazne spotkanie. Kilka tygodni pozniej jak mieszkanie bylo zdane i mieszkala w hotelu poprosila zebym przyjechal i pomogl zalatwic ostatnie formalnosci, co uczynilem. Pozegnalismy sie na jakies 10 lat. W miedzyczasie jej maz w wieku 53 lat zmarl na zawal i zostala wdowa z dwoma corkami.

W jesieni mielismy sporo zagranicznych gosci, interesy zaczekly isc lepiej. Nie bylo zmian z moja pomoca sekretarska. Odeszla moja asystentka ktora zajmowala sie wysylka. Na jej miejsce przyszla szwajcarka ktorej maz pracowal w Brown Boveri znanej szwajcarskiej firmie ktora miala swoje biura niedaleko naszej firmy. Byla dobra pracownica z duzym temperamentem ktory czesto powodowal wybuchy jak nie wszystko szlo po jej mysli. Najwazniejsze ze byla odpowiedzialna i pracowala pod dyktando naszego spedytora.

Lulu postanowila sie rozejsc na przyszle lato. Nie bylem tym zachwycony, ale obecny stan naszego pozycia, choc kulturalny i spokojny byl daleki od tego jakiego sie spodziewalem od malzonki. Na swieta polecielismy do Puerto Rico. Calkiem sie nie czulo swiat, pogoda byla jak w pelni lata, tlumy ludzi na plazach, basenach. Pozatem wiedzialem ze to sa moje ostatnie swieta z Ewa co mnie bardzo przygnebialo. Na szczescie jak sie okazalo spedzilismy szereg wspolnych swiat, choc w innych warunkach.

Po powrocie z wakacji dolar zaczal spadac, wiec Lulu zaczela wszystkie swoje oszczednosci przesylac do matki do Niemiec. Dostalem zwolnienie z polskiego obywatelstwa i bylem wolny zeby pojechac do Polski. Poniewaz zaczalem dostawac zapytania ofertowe z Polski wiec udalo mi sie przekonac zarzad firmy zeby wystawic nasza aparature na Targach Pozanskich. Na wystawe mialem pojechac z bratem prezesa popularnie zwanym Zygusiem - ich rodzina pochodzila z okolic Lomzy - ktory nie mial zielonego pojecia o aparaturze, ale umial rozbijac i zamykac skrzynie, dekorowac stoly pod eksponaty i dekorowac stoisko.

W miedzyczasie mielismy trudnosci wyekzekwowac zarowno platnosc jak i zwrot aparatury jaka poslalismy w zeszlym roku na wysatwe do Moskwy. Firma ktora nas wystawiala byla w powaznych klopotach finansowych i po dlugich a ciezkich cierpieniach udalo sie nam sprawe zalatwic i niedlugo potem firma zbankrutowala. Zainteresowala sie nami mala austriacka firma, od wielu lat sprzedajaca w Moskwie i do ktorej sowieci sie zwrocili zeby nas namowic zebysmy zaczeli u nich sprzedawac. Odwiedzil nas tez przedstawiciel sowieckiej centrali importowej ktory byl oddelegowany to Amtorgu - oficjalnie amerykansko-sowiecka firma handlowa dozurojaca zakupy w Ameryce - ktory dal nam rady jak z nimi handlwoac.

Do Europy polecielismy z Zygusiem zatrzymujac sie najpierw w Szwajcarii, potem spedzilismy weekend u Tesciowej i pojechalismy na spotkania w Niemczech gdzie zostawilismy samochod i polecielismy do Polski.  Na lotnisku w Warszawie przywital nas Tadzio ktory zawiozl nas do Hotelu Europejskiego gdzie sie na noc zatrzymalismy. Tadzio zmienil mi troche pieniedzy, tak ze mielismy na kolacje i na bilety do Poznania, taksowki i drobiazgi. Bylem troche oszolomiony tym co zobaczylem a co juz dawno zapomnialem. Musialem pamietac ze jestesmy stale obserwowani i ze jestem gosciem i jako taki powinienem sie odpowiednio zachowywac. Zygus ktory wiele podrozowal, byl nawet w Moskwie wiele lat temu nie rozumial rzeczywistosci i przyjmowal wszystko jak mu przedstawiano. Nie mial pojecia o czarnym rynku, wymianie, tak ze ja przejalem cala strone finansowa co mu sie nie bardzo podobalo, ale musial sie pogodzic. Nastepnego dnia pojechalismy pociagiem pospiesznym do Poznania gdzie miala na nas czekac bratanica ktora tam studiowala i miala nam zalatwic mieszkanie. Zalatwic znaczylo wybrac takie mieszkanie z puli mieszkan jakie wynajmowano dla targowiczow, jakie zaplacilismy przez Orbis jeszcze ze Stanow. Jakos sie nie spotkalismy bo chyba przyszla na inny pociag, wiec nie bylo innej rady jak podjechac do biura kwaterunkowego i dostac mieszkanie. Dostalismy mieszkanie w blokach, dosc daleko i z podla komunikacja na targi.

Nastepnego ranka Jola nas znalazla, zalatwila przeniesie sie do uprzednio wybranego mieszkania. Dostalismy dwa samodzielne pokoje, a wlascicielka z synem zamieszkali w kuchni. Troche nam bylo glupio, ale to nie my ich do tego zmuszalismy. Normalnie ludzie wynajmujacy mieszkania na okres targow przenosili sie do rodziny zostawiajac gosci na gospodarstwie. Dzieki temu ze gospodyni mieszkala w kuchni, mielismy codzienne sniadania przewaznie z produktow kupionych w sklepie za dewizy ktore byly znacznie lepiej zaopatrzone. Pod sasiednim domem byl postoj taksowek ktory byl szalenie wygodny bo pozwalal na jazde taksowkami.

Jola miala wolny czas, wiec wzielismy ja do pomocy. Jezeli bysmy to zalatwili  oficjalnie, zaplacilibysmy za nia slono, z czego ona by dostala grosze. Wolelismy jej zaplacic oficjalna cene, ale bez posrednictwa targow. To nie bylo takie proste, sprawa wejsciowki byla jedna z nich, pozatem zalatwianie spraw z zarzadem targow bedac nie zatrudnionym oficjalnie bylo utrudnione. Poniewaz ja nie potrzebowalem tlumacza, wiec potrafilem sam zalatwiac. Biurokracja byla niesamowita, cokolwiek zalatwic wymagalo sporo czasu. Nie spodziewalismy sie ze trzeba bedzie wszystko samemu zrobic bo pomoc tak pracowala ze nigdy bysmy nie zdazyli na otwarcie targow. Nigdy nie zapomne elektryka ktory zakladal nam swiatlo. Korzystajac z momentu ze ja wyszedlem ze stoiska udalo mu sie namowic Zygusia zeby mu dal sie napic wodki. To napewno nie byla jego pierwsza wodka i niedlugo potem znalezlismy go z tylu stoiska spiacego jak niemowle. Polewanie twarzy woda i budzenie nie dawalo zadnych wynikow i na otwarcie nie mielismy pradu i nasze maszyny nie pracowaly.

Aparatura za wyjatkiem duzego fermentora przyszla ze Stanow. Fermentor przyszedl z zeszlorocznej Achemy i nie byl wykonczony, tak ze nie mozna bylo go demonstrowac. Przywiezlismy go specjalnie bo dostalem zapytanie na jego temat od profesora z wroclawskiego instytytu hematologii, ktory mimo licznych zaproszen nigdy na targach sie nie pokazal.

Nie znajac warunkow przyjechalismy bez zadnych narzedzi stolarskich, tak ze nim zaczelismy cos robic musielismy je kupic. Jola pojechala z Zygusiem i jak wrocili nie moglismy sie nadziwic ich jakosci i modelom.

Powaznym problemem bylo wyzywienie w okresie targow. Za rada Joli pojechalismy do najlepszej restauracji z butelka koniaku i zalatwilismy z kierownikiem stolik na caly czas targow. To byl skarb. Poniewaz bylem w przeddzien rozejscia sie wiec poznalem przez Jole jej kolezanki z uniwersytetu ktore zapraszalem na nasze obiady i wspolne spedzenie wieczoru. Zygus nie mogl sie nadziwic ze wolalem po kolacji pojechac do domu i spedzic tam wieczor niz latac po roznych knajpach jak to on robil przewaznie pod czujnym okiem Joli. Docenialem w pelni postoj taksowek pod nastepnym domem ktory zapewnial mi dobry transport w razie potrzeby. Na koniec poznalem Basie, ktorej Jola nie lubila, natomiast mnie przypadla do gustu. Jola wymieniala mi pieniadze po dobrym kursie tak ze nie moglem narzekac na zbyt duze wydatki choc sobie nie zalowalismy.

Raz poderwala Zygusia utleniona blondyna. Zygus spedzil wieczor w domu tez. Nastepnego dnia zaprosila go zeby poznal meza. Musze przyznac ze bylem w strachu jak to sie skonczy. Czekalem na niego w niepokoju. Wrocil po kilku drinkach i w dobrym humorze. Okazalo sie ze maz mial ladna sekretarke i mial ochote zone wydac za cudzoziemca. Spotkali sie potem w Zakopanym gdzie Zygus z Jola pojechal po targach, kiedy ja bylem u Mamy.

W czasie targow przyjechal do nas przedstawiciel austriackiej firmy jaka chciala nas reprezentowac w Moskwie. Zaczal nas namawiac zebysmy cala niesprzedana aparature - nie sprzedalismy nic i zainteresowanie bylo raczej marginesowe z ciagle powtarzajacym sie wyjasnieniem ze nie maja pieniedzy  - przeslac do Moskwy na wystawe poswiecona jarzynom. Co prawda nie bardzo w naszej branzy, nie mniej przy dobrej reklamie bedzie napewno duzym sukcesem bo jest wielkie zainteresowanie nasza aparatura. Spedzil kilka dni z nami, zaslabl, tak ze musieli go wziasc do szpitala, ale potem wrocil do zdrowia i odlecial do Wiednia.

Kilka slow na temat owego przedstawiciela. Nazywal sie Mache, imienia juz nie pamietam. Byl synem komunistow czesko austryajckich. Urodzil sie w owczesnych Austrowegrach i po rewolucji rodzice przeniesli sie do sowietow. Tam chodzil do szkoly, ale w czasie czystki stalinowskiej w 1937 roku rodzice zostali aresztowani. Ojciec zostal rozstrzelany a matka w stanie agonalnym zostala razem z nim deportowana do Czechoslowacji i niedlugo potem zmarla. Po aneksji Czechoslowacji zostal powolany do Armii Niemieckiej. Wiem ze poczatkowo byl na froncie wschodnim i czesto sluzyl za tlumacza. Pozniej zostal wyslany do Afryki, wziety do niewoli i reszte wojny spedzil w Teksasie zrywajac bawelne. Po wojnie wrocil do Austrii i w momencie jak sie poznalismy byl czlonkiem austriackiej partii komunistycznej.

Po zakonczeniu targow mielismy trudnosci w odzyskaniu skrzyn zeby zapakowac aparature. Kilka butelek i sporo nalegan przyniosly wyniki i moglismy opuscic Poznan. Wynajelismy taksowke do ktorej zaladowalismy nasze bagaze, zabralismy Jole i Basie i wyruszylismy w droge. Zatrzymalismy sie w Gnieznie na sniadanie. Zamowilismy kotleciki pozarskie ktore jak sie okazalo byly nasiakniete tluszczem. Zygus nazbieral wszystkie mozliwe serwetki i swoje kotleciki dokladnie wycisnal z tluszczu przy naszych kpinach. Nie ujechalismy daleko jak poczulismy nudnosci. Taksowka sie zatrzymala i obie panny pojechaly do Rygi. Ja poprzestalem na wypiciu alka seltzer. Jedynie Zygus byl w dobrym humorze i on z kolei sie ironicznie usmiechal. Dojechalismy do Bydgoszczy gdzie zostawilismy Basie ktora obiecala za kilka dni dobic do Sopot. Pod wieczor dojelismy do Sopot. Ja z Zygusiem zatrzymalismy sie u Mamy gdzie niestety warunki lokalowe nie byly zbyt zachecajace, tak ze Jola zalatwila dla Zygusia pokoj w niedalekim hoteliku prywatnej  inicjatywy. Pierwszego poranku wstalismy wczesnie rano jak Mama jeszcze spala i poszlismy do fryzjera ktory nas ostrzygl i ogolil za doslownie grosze. Ja wszystko przeliczalem po czarnym a Zygus oficjalnym kursie. Po kilku dniach Jola wziela Zygusia na zwiedzanie Krakowa i do Zakopanego - gdzie znowu spotkal utleniona blondyne - i umowilismy sie ze spotkamy sie w Warszawie w Hotellu Europejskim w przeddzien naszego odlotu do Wiednia.

Po kilku dniach z Mama dojechala Basia ktora ulokowalem w pokoju pozostawionym przez Zygusia. Mamie sie nie podobala, ale ja dla swietego spokoju tolerowala. Zachowanie Basi bylo dziwne. Czasem jak gdzies pojechalismy ginela i po pewnym czasie wracala jakby nigdy nic i nie odpowiadala gdzie byla. Mama byla przekonana ze dzwonila i dawala sprawozdania z mojej dzialalnosci. Wowczas nie chcialem w to wierzyc, ale po latach mysle ze Mama miala racje.

Do Sopot przyjechal tez Tadzio z Lodzi i jak mnie zobaczyl na plazy w amerykanskich kapielowkach zaczal chichotac i wolac: "dynamowy". Moje kapielowki byly podonego kroju jak te ktore nosili sowieccy czlonkowie klubu Dynamo ktorzy rekrutowali sie z milicji i KGB.

Tydzien wakacji minal szybko i trzeba bylo jechac dalej. Pozegnalem sie z Mama i pojechalismy do Warszawy gdzie czekal na mniej juz  Zygus z Jola. Na nasz ostatni wieczor przyjechal tez Tadzio wspominajac nasz poprzedni ostatni wieczor 14 lat wczesniej. Nastepnego dnia odlecielismy do Wiednia na spotkanie z naszym tamtejszym agentem Johannesem. Johannes mial biuro w Innsbruck'u, ale czesto przyjezdzal do Wiednia odwiedzac klientow. Niewiem czemu on zostal wybrany na agenta mieszkajac nie w stolicy, jednak po poznaniu sie zrozumialem. Byl dobrym handlowcem, urodzonym w Raciborzu, ale nie mowiacy po polsku. Zatrzymalismy sie w Schoenenbrun Park Hotel, gdzie po wojnie byla siedziba brytyjskiego wywiadu o czym wspominam w moich poprzednich wspomnieniach o Ewie z Zakopanego w 1939 roku.

Johannes byl dobrym przewodnikiem, znal sporo dobrych restauracji, odwiedzilismy kilku klientow i czas bylo wracac.
Jadac na lotnisko we Wiedniu niedaleko juz lotniska zapalil sie motor w taksowce ktora jechalismy. Musielismy szybko wyladowac nasze bagaze i zlapac nastepna taksowke zeby sie nie spoznic na samolot.  Przyjechalismy na lotnisko w ostatnim momencie i Zygus nie zdazyl schowac swojej torby na ramie i lokalny agent Pan American uparl sie zeby ja zwazyc jako bagaz - w tym czasie bardzo przestrzegano wage bagazu - i Zygus musial zaplacic nadwage. Bylismy wsciekli i obiecali sobie ze wiecej Pan American nie bedziemy latac. Na lotnisku w New Yorku czekala na nas Lulu z Ewa, prezes i jego sekretarka Adela. Prezes myslal ze zrobi mi wielka przyjemnosc przywozac je, ale w drodze sie dowiedzial ze za kilka dni Lulu mnie zostawia i wraca z Ewa do Niemiec. Nie mniej mile bylo przyjecie, mimo ze wlasciwie handlowo wrocilismy z pustymi rekoma.

Ostatnie tygodnie pobytu Lulu byly kombinacja pakowania i odwiedzania znajomych i zegnania sie. Bylo to dosc dziwne, bo sie rozchodzilismy i jeszcze sie ze wszystkimi razem zegnalismy. Jej znajomi oczywiscie mnie wykreslili ze swoich list, ale nie bylo w tym wielkiej dla mnie straty.

Zalatwilem stoisko na wystawie w Moskwie i polecilem wyslanie z Poznania eksponatow, zas ze Stanow porzebnych narzedzi. Pozatem jechal z nami nasz glowny mechanik ktory mial wykonczyc na miejscu duzy fermentor, tak zeby go tam mozna bylo sprzedac jak znajdziemy klienta. Moj spedytor zalatwil mi wysylke rzeczy Lulu i Ewy statkiem do Niemiec, co bylo znacznie tansze niz posylanie samolotem. W tym okresie mialem duze dlugi i prawie zadnej gotowki i to co mialem dalem Lulu jako nasze "rozliczenie" i uzgodnilismy co bede miesiecznie posylal na Ewe. Musze przyznac ze to byl dla mnie duzy wydatek w stosunku do moich zarobkow i o ile nie dostane podwyzki to daleko nie zajade. Mialem co prawda jeszcze Bogote, ale dochody z niej byly minimalne i mialem coraz mniej czasu i checi tym sie zajmowac.

Poniewaz jechalem do Moskwy i jak sie przekonalem moj rosyjski pozostawial wiele do zyczenia, wiec wzialem 10 lekcji u Berlitza. Za nauczyciela mialem starego profesora uniwersytetu w Rostowie nad Donem ktory mial problem z samochodem, wiec przywozilem go do szkoly i odwozilem do domu w ten sposob te lekcje sie przedluzaly czasem jazdy. Przypomnialem sobie sporo, ale daleko jeszcze bylo do plynnej konwersacji.

Do Moskwy polecielismy osobno: Zygus z Maurycem - glownym mechanikiem - a ja przez Warszawe zeby spedzic dzien z Basia ktora akurat wrocila z wycieczki po Rosji. Przywiozlem jej wowczas modne dziane ubranie ktore zaraz wlozyla, mimo ze bylo za cieplo na taki stroj, ale musiala sie nim nacieszyc. Nastepnego dnia odlecialem do Moskwy gdzie na lotnisku czekal na mnie Mache i odwiezli nas ddo Hotelu Ostankino, ktory byl na przedmiesciu niedaleko stacji telewizyjnej i terenow wystawowych WDNH - stalej wystawy rolniczej. Na wystawe moglismy dojechac trolejbusem, ale do miasta dojazd byl skomplikowany i zajmujacy ponad godzine czasu. Zapewniono nas ze dla uczestnikow wystawy codziennie bedzie chodzil wieczorem autobus do srodmiescia i pozniej wieczorem bedzie nas zabieral spowrotem. Nie mielismy zreszta wyboru, bo Intourist ich monopolistczne biuro podrozy przydzielal uprzednio zaplacone pokoje hotelowe tam gdzie sie mu podobalo i nie bylo wyboru. Dostalem pokoj jedno osobowy, bo drugi zajmowal Zygus z Maurycym ktory przyjechal tylko na kilka dni i wracal spoworotem do firmy. Hotel byl typowym dla sowietow, bez luksusow. Byl tak zaplanowany ze kazde dwa pokoje miale przechodnia wspolna lazienke. Poniewaz bylismy pomieszani z tubylcami, wiec nic nie mozna bylo zostawiac w lazience i czesto zastawalo sie ja w nie uzywalnym stanie i dopiero trzeba bylo szukac dyzurnej zeby ja posprzatala. Warunki mieszkaniowe byly bardzo pierwotne. Podobnie bylo z restauracja ktorej zaopatrzenie pozostawalo wiele do zyczenia tak ze jedynym wyjsciem bylo pojechac do srodmiescia i pojsc do restauracji za twarda walute gdzie byl wiekszy wybor i jakosc lepsza. Problem byl tylko zeby dostac stolik, lub choc miejsca przy stoliku przy ktorym siedzieli inni goscie.
 
Nastepnego dnia pojechalismy na wystawe gdzie znalezlismy puste miejsce na stoisko bez zadnych scian lub wyposazenia. Najpierw trzeba bylo znalezc nasze skrzynie w jednym z magazynow. Okazalo sie ze nie wszystkie sa w jednym, wiec trzeba bylo szukac reszty. Jak nas pouczyl Mache trzeba bylo miec kilka malych butelek wodki ktore otwieraly wiele drzwi. Znalezione skrzynie trzeba bylo przywiezc na stoisko, potem zdobyc sciany, pracownikow ktore je ustawiali. Nauczeni polskim doswiadczeniem nie dawalismy butelek poki praca nie byla skonczona. Z tego powodu byly narzekania ale jak sobie wyrobilismy opinie ze dotrzymujemy obietnic praca poszla. W momencie otwarcia wystawy farba na scianach jeszcze nie wyschla. Zygus byl dobry w otwieraniu skrzyn w czym dzielnie pomagal mu Maurycy, potem ubieranie stolow przywieziona tkanina, podlaczanie i uruchomianie aparatury dokonczyly reszte. Dostalismy tez tlumacza, ktory dublowal jako nasz pilnowacz. Mache zrobil nam krotki wyklad jak bedzie wygladac wystawa i jak powinnismy sie zachowac. Wszystko bylo dla nas nowoscia i cieszylismy sie ze mamy dobrego i doswiadczonego nauczyciela.

Trzeba powiedziec ze frekfencja byla duza dzieki uprzedniej reklamie naszego nowego agenta. Maurycy wykonczyl duzy fermentor, tak ze sie nadawal do demonstracji i sprzedazy. Jak dzis pamietam ze za rada Mache kupilismy w sklepie dewizowym 8 butelek "Johnie Walker Red Label", ktora wowczas kosztowala ponizej $2.00 ktore wlozylismy do lodowki jaka byla czescia wyposazenia naszego stoiska. Jak przychodzili wazni klienci Mache sugerowal komu nalezy dac butelke. Pamietam mine Zygusia ktory z butelkami rozstawal sie z wielkim zalem, ale nie mial innej rady. Podobnie bylo z amerykanskimi papierosami. Mielismy wiele obietnic ze wszystko bedzie kupione, zeby nikomu nie sprzedawac. To wszystko okazalo sie zwykla lipa i Ci najmniej agresywni w koncu potrafili zalatwic zakup. Znacznie wiecej niz nasz tlumacz pomogla nam tlumaczka ze stoiska na przeciw gdzie nie bylo wiele ruchu i miala czas nam pomoc. To byla stara corka rewolucji w dosc zaawansowanym wieku, ale pelna energii szczegolnie kiedy chodzilo o chwalenie systemu i wspominanie ojczulka Stalina. Jako wdziecznosc za jej pomoc zaprosilismy ja do restauracji na obiad na ktorym wystapila w swojej najlepszej kreacji, ktorej fason przypominal czasy przerewolucyjnej. Mowila biegle po angielsku i Zygmus, mimo ze prawdziwy kapitalista bardzo jej sie podobal. Byla na tyle "pewna" ze dala nam swoj numer telefonu co wowczas bylo scisle tajne, szczegolnie jezeli chodzi o obywateli "kap stran" - kraji kapitalistycznych.

Na obiady jezdzilismy do miasta, przewaznie do restauracji walutowej w Hotelu Intourist, gdzie byl rowniez dancing i kazdy wystep orkiestry zaczynal sie owczesnym przebojem "Strangers in the Night" spiewanym przez pulchna Gruzinke, ktora po zakonczeniu wystepow orkiestry wracala zeby spiewac bardzo smetne gruzinskie ballady swoim  ziomkom ktorzy placili jej za to slono. Z powrotami do hotelu bylo roznie. Czasem czekal na nas obeicany autobus, a czasem musielismy wracac na wlasna reke. Problem byl w tym ze taksowkarze nie chcieli jechac do tak odleglego hotelu. Zaczynalismy wiec od dawania podarkow w formie dlugopisow, gumy do zucia czy nawet rajstop, ale czesto i to nie pomagalo w skuszeniu ich do odwiezienia nas i musielismy poprzestac na publicznym transporcie.

Nasz przedstawiciel mial swoja siedzibe i biuro w Hotelu Berlin, starym przedrewolucyjnym znajdujacym sie w samym centrum miasta z blok od slawnej Lubianki i placu Dzierzynskeiego. W sobote wieczor firma wydala bankiet dla firm ktore przedstawiala w restauracji ich hotelu. Poznalismy szereg przedstawicieli tych firm i po zakonczeniu zabralismy sie z jednym z nich ktory mieszkal "po drodze" w Hotelu Warszawa przy szosie warszawskiej. Jak wysiadl zaczely sie pertraktacje o odwiezienie nas do naszego hotelu. Niestety po pol godzinnych bezskutecznych pertraktacjach musielismy wysiasc i pojsc do pobliskiego metra. Przejechalismy do przesiadki gdzie okazalo sie ze noca metro nie kursuje i tak 3 godziny przesiedzielismy na stacji nim nastepny pociag przyszedl ktory dowiozl nas to trolejbusu a ten z kolei do hotelu. Bylo kolo 5 rano jak tam dojechalismy. Mialem dosc i wracajac  z wystawy powiedzialem Zygusiowi pol zartem ze mam tego dosc i zostawiam go i sam wracam. Przelakl sie i zaczal mi grozic ze mnie zwolni. Ja zaczalem sie smiac i powiedzialem kogo bedzie zwalnial jak mnie niema pozatem to nie on moze tylko jego brat. Pozniej zaczal mnie prosic zebym nie zostawil go samego. Skonczylo sie na dobrej kolacji przy spiewie polchnej gruzinki. Kiedy poszedlem do biura obslugi z pretensjami ze czesto obiecany autobus na nas nie czeka, wyparli sie. Wowczas ironicznie powiedzialem: "pewnie sa takie malutkie zesmy ich nie dojzeli". Moj humor zostal zignorowany. To nie byl kraj usmiechow i dowcipow.

Odwiedzil nasze stoisko prof. Alighanian ktorego pozanlem rok wczesniej w Meksyku i ucieszyl sie ze posluchalismy jego rady i zapewnil nas ze tego przyjazdu nie pozalujemy. Zaczeli sie pytac o nasz skomputeryzowany fermentor o ktorym czytali w prasie. Niestety na ten temat nie mielismy zielonego pojecia i obiecalismy mu przyslac lub przywiezc wiecej informacji na ten temat. Zygusia komentarz byl: co tam gadac o komputerach, my chcemy sprzedac nasze wytrzasawki. Zrobilismy pokaz naszego filmu o firmie i mikrobiologii i ja musialem zrobic krotki wstep po rosyjsku. Zygus dal mi kieliszek whiskey i popchnal na podium. Staralem sie jak moglem i moje wysilki zostaly nagrodzone brawami. Bylem bardzo dumny.

Przed wyjzdem do Moskwy poznalem w Stanach profesora rusicystyki z New York University ktora miala rodzine w Moskwie i chciala zeby ich odwiedzic i zawiesc jakies drobiazgi. Skontaktowanie sie nie bylo takie proste. Byli bardzo podejzliwi i dopiero jak wyjasnilem ze jestem z Polski, otworzyly mi drzwi.  Jedna z kuzynek mieszkala we wspolnym mieszkaniu gdzie obawiala sie podsluchu. Mowilem glosno ze jestem z Polski co bylo bezpieczniejsze. Jej pokoj byl pelen zdjec i pamiatek rewolucyjnych i pachnial "myszka", choc byl bardzo czysty. Dom byl "przedrewolucyjny" i widac bylo ze kiedys to bylo ladne duze mieszkanie przeksztalcone na "kolchoz". Druga mieszkala w malym drewnianym domku przeznaczonym do rozbiorki ktory byl jakby zapomniany przy wielkich blokach mieszkalnych. Mieszkala w jednym pokoju z synem, synowa i ich dzieckiem. Jak przyjechalem byla sama co pewnie bylo podyktowane bezpieczenstwem. Staruszka juz sie nie musiala bac, ale wolala zeby nie narazac mlodszego pokolenia. Wracajac w metro zalozylem noge na noge i spotkalem sie z fala nienawisci jakiegos starego mezczyzny ktory jak z jego przemowy wynikalo nie lubil cudzoziemcow. Jak mu wyjasnilem ze jestem z "bratniej Polski" troche sie udubruchal, ale jeszcze cos tam burczal pod nosem.

Po zakonczeniu wystawy ktore odbylo sie podobnie jak w Poznaniu z tym ze w Moskwie sprzedalismy sporo i zapowiadalo sie ze na nastepnej wystawie jaka byla w koncu listopada sprzedamy znacznie wiecej. W Moskwie rozstalismy sie z Zygusiem: on pojechal na wakacje do Szwecji a ja do Polski i odwiedzic Ewe ktora z Lulu mieszkala w Niemczech ale blisko Zurich'u. W Warszawie spotkalem sie z Basia i skorzystalem z zaproszenia pokazania naszego filmu w Tarchominskich Zakladach Farmaceutycznych. Jak sie okazalo bylo duze zainteresowanie filmem nie mowiac juz o tym ze wykorzystano pokaz zeby sie wyrwac z codziennej pracy choc na te godzine. Poniewaz projekcjonista sie gdzies zawieruszyl, wiec zeby wypelnic czas musialem wyjsc na scene i zaczac opowiadac o naszej firmie, planach, aparaturze, co jak sie pozniej okazalo bylo dobra investycja w moja przyszla wspolprace z Zakladami ktore staly sie naszym bardzo dobrym klientem.

Nastepnie  pojechalem na kilka dni do Mamy do Sopot i potem wrocilem do Warszawy skad polecialem do Zurichu. Na lotnisku czekala na Mnie Ewa ze swoja matka i babka. Spedzilem z nimi weekend i tak zaczalem byc dojezdzajacym ojcem. Mialem szczescie ze praca pozwalala mi kilka razy w roku spedzac weekend z Ewa i potem Ewa spedzala ze mna wszystkie wakacje letnie i co drugie  zimowe.

Z Zurich'u polecialem do Mediolanu gdzie na mnie czekal juz Zygus i  odwiedzilismy naszego agenta z ktorego sprzedazy nie bylismy zadowoleni wiec zaczelismy sie rozgladac za nowym, bardziej aktywnym. Przed wyjazdem do Moskwy dostalem zapytanie ofertowe od Ceazar'a. Bylem tym zdziwiony, ale mialem ochote sie z nim spotkac i porozmawiac po prawie 10 latach. Byl jak zwykle czarujacy, mielismy przyjemny wieczor zmartwil sie ze sie rozeszlismy z Lulu i to bylo nasze ostatnie spotkanie. W czasie pobytu w Mediolanie wszedzie nas bardzo goscinnie zapraszano, a poniewaz to byl sezon trufli, wiec wszedzie nas nimi raczono, bo to byla najdrozsza i najbardziej elegancka przystawka. Mowiac szczerze mialem jej pozniej dosc, bo nie byla zbyt strawna. Po kilku dniach pobytu wrocilismy pelni chwaly do New York'u.

Na lotnisku oczekiwal nas prezes z siostra i szwagrem. Oni zabrali Zygusia do domu a mnie prezes. Kilka dni pozniej odwiedzil  mnie przedstawiciel Pan American zebysmy posylali fracht jego linia lotnicza. Okazal sie z pochodzenia polakien z Pensylwanii, pulkownikiem rezerwy lotnictwa amerykanskiego. Jak mu opowiedzialem o naszych wiedenskich przygodach zapewnil mnie ze to odrobi. Slowa dotrzymal i niedlugo potem dostalem zaproszenie na inauguracyjny lot Pan American do Warszawy. Lot byl bezplatny jak rowniez 3 dni zaplacili za hotel i bankiet. Mialem wize, wiec skorzystalem z okazji i wzialem kilka dni urlopu i polecialem. Samolot byl pelny zaproszonych gosci i rej wodzil Jasio. Przysiadlem sie do ladnej babki i nawiazal sie flirt. Okazalo sie ze byla wdowa i patrzac sie mi prosto w oczy oswiadczyla ze ma piatke dzieci. To zrobilo na mnie duze wrazenie a ona zaczela sie smiac mowiac ze z taka reakcja spotyka sie zawsze jak powie ile dzieci ma. Nie mniej wymienilismy swoje adresy.

Na lotnisku czekala na mnie Basia, ale nasze stosunki zaczely sie psuc. Pokazywala humory na co calkiem nie mialem ochoty. Po rozejsciu sie do swoich pokoi zadzwonilem do swojej starej przyjaciolki Wandy ktora mnie zaprosila do siebie. Ubralem sie, wzialem taksowke i pojechalem. Nie widzielismy sie 14 lat. W miedzyczasie rozeszla sie z mezem i mieszkala w swojej willi, ktorej czesc byla wynajeta niemieckim dyplomatom, co zapewnialo jej dobry dochod. Miala ochote mnie odwiedzic w Stanach i potrzebowala mego zaproszenia. Umowilismy sie ze przyjedzie do mnie na Boze Narodzenie, bo nie mialem ochoty spedzac ich sam. Wrocilem nad ranem do hotelu i okazalo sie ze Basia do mnie wydzwaniala i mnie nie bylo w hotelu. Zobaczyla ze nie mam ochoty na jej fochy i sie troche uspokoila, ale ja stracilem dawny zapal.

Po powrocie musialem przygotowac sie do nastepnej podrozy do Moskwy. Tym razem bralem podwojne egzemplarze bardziej chodliwej aparatury majac nadzieje ja sprzedac. Wyslalem wszystko Pan American i Jasio obiecal ze sam dopilnuje zeby wszystko zostalo zaladowane na jeden samolot zeby potem nie bylo problemow. Zrobil tak jak obiecal ale sie okazalo ze po jego odejsciu czesc skrzyn zostala wyladowana ze samolotu zeby zrobic miejsce dla innych skrzyn i potem mialem problemy z ich znalezieniem.

Tym razem pojechalem z naszym angielskim doradca, bo musialem miec ze soba fachowca ktory zajmie sie strona techniczna, tak zebym ja mogl sie skoncentrowac na stronie handlowej. Byl milym kompanem i fachowcem. Mial z nami tez pojechac Mache ktory w ostatniej chwili sie wymowil choroba. Polecialem do Warszawy na weekend a potem do Moskwy. Spotkanie z Basia w Warszawie bylo fiaskiem i doszedlem do wniosku ze to jest koniec naszego romansu. Polecialem do Moskwy gdzie juz czekal na mnie Raymond. Zamieszkalismy tym razem w centrum w Hotelu Rossija.

Majac doswiadczenie w urzadzaniu stoiska przyjechalismy wczesniej zeby nie bylo niespodzianek. Skontaktowalem sie z "cora rewolucji" ktora nie pracowala na naszej wystawie ale przyjela zaproszenie na obiad i wziela nas na zwiedzanie Galerii Tretiakowskiej. Galeria byla imponujaca, ale nie miala zadnej klimatyzacji. Poniewaz byla zima, wiec byla ogrzewana i przy braku swiezego powietrza szybko bylismy wykonczeni. Ale nasza przewodniczka nie zwracala na to uwagi i ciagala nas po wszystkich salach, objasniala o zdobyczach rewolucji i systemu i nie moglismy wczesniej skonczyc naszej tury. Kiedy ostatecznie sie skonczyla myslalem ze polozymy sie na srodku sali i zaczniemy odpoczywac.

Wystawa odbywala sie w Instytucie Wirusologii i ku naszemu zdziweniu wszystko szlo sprawnie. Dostalismy laboratorium gdzie ustawiono nasza aparature a duplikaty byly w sasiednim laboratium. Nasz duzy fermentor nie byl rozpakowywany i stal w magazynie. Mielismy na niego juz kupca, ktory ogladal go w lecie i pozalatwial wszystkie formalnosci zeby go kupic. Zwiedzajacymi byli wylacznie specjalisci, tak ze bylo ich mniej ale zato byli potencjonalnymi klientami. Raymond sie dwoil i troil i byl w swoim zywiole wykaldowcy. Przedstawiciel prof. Alighaniana spedzal z nim mase czasu co mnie draznilo bo chcialem zeby poswiecal czas nie tylko jednemu potencjalnemu klientowi. Okazalo sie ze bylem w bledzie. Instytut ktory reprezentowal zakupil wiekszosc eksponatow a on zostal moim przyjacielem, pomocnikiem i obecnie pracuje w firmie w Edison.

Jednej nocy zbudzilem sie kolo 3 nad ranem ze strasznym bolem w okolicach nerki. Nie wiedzialem co robic. Wzialem goraca kapiel, ale to nie pomoglo i nie pozostawalo nic innego jak zadzwnic po lekarza hotelowego ktory zjawil sie bardzo szybko dal mi zastrzyk jak powiedzial "cocktail" kilku srodkow przeciw bolowych i po nie dlugim czasie bol przeszedl. Przespalem reszte nocy i nigdy wiecej ten bol nie wrocil. Moze to byl kamyczek nerkowy ktory mi wychodzil ? Do dzis niewiem co to bylo.

Kilka dni pozniej niespodziewanie zjawila sie Basia ktora chiala ze mna spedzic swoje imieniny. Bylem zdziwiony, bo wowczas podrozowanie do Moskwy z Polski nie bylo na porzadku dziennym i jak pisze te slowa to mam coraz wieksze podejzenia ze jej stosunek byl raczej nie romantyczny. Nie mam na to dowodow, ale cala znajomosc jest dla mnie pod znakiem zapytania.

Wystawa zakonczyla sie duzym sukcesem. Sprzedalem wszystkie eksponaty za wyjatkiem malego aparatu wielkosci dwoch pudelek po butach ktory odeslalem do firmy. Polecialem do Zurich'u zeby odwiedzic Ewe, kupic jej prezenty na gwiazdke i spedzic z nia kilka dni. Tesciowa dala nam pokoj w hotelu, tak ze moglismy byc caly czas razem. To byla mala namiastka wspolnego zycia.


EWA 1971

Z lotniska w New York'u odebral mnie Zygus u ktorego zostalem na noc i nastepnego dnia zabral mnie do biura potem do domu. Kilka dni pozniej przyleciala Wanda. Mowiac szczerze nie bylem w nastroju gospodarza, ale nie chcialem zeby jej pobyt w Stanach byl fiaskiem. Nie pamietam jak spedzilismy wigilie, ale na dzien swiateczny pojechalismy do chinskiej dzielnicy w Manahattan'ie na obiad. Wracajac juz prawie pod domem samochod stanal. Po kilku probach zastartowal, ale nie mial calkiem sily, tak ze ledwie dowleklismy sie do domu. Na szczescie mialem jeszcze stary Volkswagen, tak ze moglem oddac Pontiac'a do naprawy. Okazalo sie ze wysiadla pompa benzynowa.

Sylwestra spedzilismy w domu ogladajac w TV Nowy Rok, ktory mialem nadzieje ze bedzie szczesliwszy od minionego.
 
July 3 1999


Stanislaw Szybalski
Punta Gorda, FL 33950
Prawa autorskie zastrzezone