Sopockie wspomnienia 1950-1953

 

Po powrocie do Sopot poczulem sie jak na wakacjach. Nie ma to jak powrot do swego pokoju, Mamy i przyjaciol. Pozatem sezon sie zaczynal tak ze bylo calkiem jak za dawnych czasow. O wysiedleniach zapomnielismy, bo to jakos ucichlo. Plaza pod "nosem" dopelniala reszty.

Laboratorium do ktorego wrocilem dostalo nowy lokal na przeciwko Zbrojowni w Gdansku, ktore bylo ladne i obszerne ale wymagalo sporo adaptacji. Tonie bylo latwe ze wzgledu na chroniczny brak materialow. Pozatem wszystko co zostawilem i co sie dzialo w miedzyczasie bylo "skladane na kupke", wiec trzeba bylo zaczynac wszystko od poczatku.

Kierownikiem laboratorium byla mila pani w srednim wieku ktora nie miala ochoty zajmowac sie zarowno administracja jak i urzadzaniem nowego laboratoriumi przyjela mnie z otwartymi ramionami. Mielismy mile stosunki i nie wchodzilismy sobie w droge. Byl tez nowy personel bo brat zatrudnial swoich mlodszych kolegow z Politechniki na czesci etatu, a obecnie wszyscy byli na pelnych etatach i nie zwiazani z uczelnia. Pamietam szczegolnie jednego inzyniera z mocnym wschodnim akcentem ktory nie byl latwy i ciagle trzeba bylo go do wszystkiego przekonywac, bo jego pierwsza odpowiedz na wszystko bylo"nie". Na szczescie po pewnym czasie nauczylem sie jak z nim postepowac i doszlismy do porozumienia. Jak wspomnialem sezon sie zaczynal, plaza kusila, wiec staralem sie wyrywac na plaze jak sie tylko dalo.

Tadzio przyjechal na tradycyjne krotkie wakacje, wiec wzialem kilka dni urlopu. Poznalismy dwie przyjaciolki z Wroclawia, a wiec z Tadzia podworka. Opowiadaly ze sa spiewaczkami z miejscowejopery, co pozniej okazalo sie bajka. Kiedys tam statystowaly. Jedna byla panna a druga mezatka z dzieckiem i mieszkala w Walbrzychu. Obie byly zydowkami i chyba mialy wytatuowane numery. Nazywaly sie Niunia i Hanka. Z poczatkuNiunia byla z Tadziem a ja z Hanka, ale szybko sie pomienialismy. Spedzilismy mile czas i potem wakacje sie skonczyly i zostalem sam. Na plazy bylo sporo znajomych, wiec nie narzekalem na brak towarzystwa.

Wiele znajomosci zawieralo sie na plazy. Najblizej mialem na Lazienki Polnocne i tam spedzalem wiekszosc czasu z wypadami na plaze Grand Hotelu ktora byla obok i mozna bylo na nia przejsc albo woda, albo dziura w parkanie.

Nie pamietam gdzie poznalem Wojtusia nazywanego popularnie lotnikiem albo "globusem". Nie znalismy jego "drzewa genealogicznego" ktorym sie nigdynie chwalil. Jego najwieksza duma bylo to ze byl spadochroniarzem chyba podporucznikiem i poczatkowo nosil zawsze cos "lotniczego". Byl poczatkowo zarzadca nieruchomosci, chyba w Gdyni. Mieszkal w uliczce na przeciwko kina w samym centrum Sopot i mial telefon, tak ze byl doskonalym miejscem do spotkan. Zawsze byl bardzo goscinny, zadbany, mimo ze mial bardzo mala garderobe. Poniewaz mial swoje sukcesy "towarzyskie" ktore traktowal bardzo dyskretnie, wiec bylo znane ze jak stawia globus w oknie, to znaczy ze jest "zajety".

Poniewaz ten globus stawial zbyt czesto, wiec zaczelismy go podejzewac i dzwonic z automatu pytajac sie co robi. Okazalo sie ze jest wolny, mimo ze globus stal w oknie tylko dla "pucu"'. Pozniej Wojtus byl zaopatrzeniowcem w Zwiazku Spoldzielni Rybolostwa Morskiego i po kilku latach ozenil sie z architekta. Mieli dziecko i Wojtusia wsadzili za jakies machlojki. Po wyjsciu z wiezienia wyemigrowal do Republiki Poludniowej Afryki, ale ani zony ani dziecka nie zabral.

Nie pamietam jak zaczela sie znajomosc z cala paczka z WSHM do ktorej nalezaly dwie Hanie, Jasio, i z Gdyni Zaklina i Alina i moj kuzyn Wacek ktory wrocil z "zeslania w Brzegu" spowrotem na Politechnike. Alina byla jeszcze w gimnazjum i jak sie pozniej okazalo miala padaczke i kilka lat pozniej dostala wylewu krwi do mozgu i w ciagu kilku minut zmarla w czasie wakacji w Zakopanym. W niedziele przy ladnej pogodzie chodzilismy na spacery i potem czesto na "fajfy" czyli podwieczorki taneczne w Grand Hotelu. Najmniej znalem duza Hanie bo ona z mezem wyjechali do Warszawy a jej szwagier po latach dostal Nobla z literatury, ale w owczesnym czasie byl chyba radca kulturalnym polskiej ambasady w Paryzu. Jej maz byl starszy od nas i patrzyl sie na nas "z gory". Mala Hania byla blondynka, mieszkala kolo domu towarowego i miala prawdziwy chelm tropikalny ktory byl obiektem mojej zazdrosci. Zajelo mi wiele lat nim sie dorobilem do wlasnych - mam ich kolekcje, a jeden zawsze jest w samochodzie "na wszelki wypadek" bo nie moge chodzic po sloncu z gola glowa. Jej "duma" byla jej siostra
ktora "dala dyla" i byla stewardesa w Pan Am'ie.

Na plazy poznalem Bucia. Byl to swiezo upieczony dentysta, ktory dostal przydzial pracy w Akademii
Medycznej w Gdansku i mimo ze bylo pomiedzy nami kilku ktorzy studiowali w Poznaniu z ktorymi sie znal to jednak szukalmiejscowego towarzystwa. W lecie bywala u niego siostra Krzysia ktora chciala sie wydac za jednego z jego kolegow i zostac Pania doktorowa. Byla smieszna,malomiasteczkowa - pochodzili z malego miasteczka w poznanskim gdzie rodzice mieli zajazd, pozniej upanstwowiony - ladniutka z duzym temperamentem. Tadzio w niej zasmakowal i pozniej spotkali sie w Zakopanem, ale chyba byla zbyt agresywna w swoich planach malzenskich tak ze on dal dyla. Na nastepnych wakacjach w Sopocie poznala nie wiem w jakich warunkach czolowego amanta filmu polskiego Duszynskiego i potem byla taka dumna ze bez kijanie mozna bylo do niej przystapic.

Jak mowa o aktorach to wspomne o Igorze Smialowskim ktory spedzal wakacje w Sopocie w czasie nakrecania filmu na Darze Pomorza. Kiedys w czasie wieczornych spacerow po molu w czasie przerwy w zdjeciach jeden z kumpli Mirek ktory byl lekarzem Marynarki Wojennej wspomnial ze na statku do kompotow dodaja bromu zeby zaloga nie mial zbyt wielu podniet seksualnych. Igor wzial sobie to do serca i jak pozniej opowiadano niczego oprocz wody nie pil na statku.

Z Zaklina chodzilem kilka razy tanczyc. Byla sekretarka i mowila plynniepo angielsku. Jak sie okazalo byla ciagle zakochana w zonatym skrzypku ktory gral w kawiarni na Skwerze Kosciuszki w Gdyni. Pozniej znajomy chirurg prosil mnie zeby go przedstawic Zaklinie. Pobrali sie i co bylo pozniej nie wiem bo wyjechalem z Wybrzeza. Kiedys Mama wspominala mi ze spotkala Zakline ktora jej sie zalila ze jej malzenstwo sie nie udalo.

Jednym z milych znajomych byl kolega z Politechniki ktory tez udzielal sie w naszej grupie. Mial na imie Lika. Zawsze chodzil w baseballowej czapce z podniesionym daszkiem jak nosili zolnierze amerykanscy. Oczywiscie w tych czasach to nie bylo dobrze widziane i chyba mial jakies przykrosci. Pozniej ozenil sie bardzo ladna tancerka z baletu Opery Gdanskiej, mieli dziecko i on niedlugo potem zmarl. Jego kolega byl Jurek ktory mieszkalna owczesnje ulicy Bieruta i zawsze robil "wielkie interesy". Jednym z tych interesow byla wymiana o jaka go prosilem. Dalem mu chyba 30 lub 300 koron szwedzkich jakie zostaly po bracie i Mama chciala je wymienic na zlote. Przez szereg, tak doslownie szereg lat obiecywal i nigdy ani koron ani zlotych nie widzialem. Pozniej jezdzil Chevrolet'em ktory jak opowiadal ktos mu pozyczyl.

Wiele lat pozniej dowiedzialem sie ze na koniec jeden z wierzycieli mial dosc i zaskarzyl go i dostal wyrok kilku lat wiezienia.
Pod koniec wakacji poznalem Krzysie. Byla swiezo upieczonym magisterm wychowania fizycznego i mieszkala w Gdansku, tak ze to troche komplikowalo znajomosc. Jednak chciec to moc, wiec przyjezdzala do mnie na soboty i zostawala na niedziele i tak trwal nasz romans do poznej wiosny. Jeden byl warunek ze nie chciala poznawac Mamy i traktowac nasza znajomosc "prywatnie". Mama nie byla tym zachwycona, ale pogodzila sie z faktem i ogladala jatylko z okna jak wychodzilismy. Poznala ja dopiero na moje imieniny kiedy mialem sporo gosci.

W czasie jednej z naszych "niedziel" jadac tramwajem przeczytalem przez ramie gazete i dowiedzielismy ze jest wymiana pieniedzy, juz nie bardzo pamietam jak to wygladalo ale wymieniali tylko bardzo mala ilosc a reszta przepadala. Poniewaz brat zostawil Mamie pokazna ilosc pieniedzy, ktoranie moglismy wymienic wiec stracila sporo. Na szcescie zawsze miala swoje stare "zapasy" twardych i miekkich, wiec nie bylo tragedii. Pozatem jadawalem pieniadze na dom, ale zarabialem niewiele a lubilem sie ubrac na co wydawalem wiekszosc moich dochodow.

Krysia byla rozwodka, trzy lata starsza odemnie i uwazala ze jestem dla niej za mlody i dlatego nie chciala sie wiazac. Powiedziala ze woli sie rozstac jak jeszcze mam na nia ochote, niz zebym mial jej dosc i zostawil. Chyba miala racje ale nie mialem ochoty sie z nia rozstawac. Jeszcze na pozegnanie poplynelismy na calodniowy rejs do Ustki. Myslalelem ze moze zmieni zdanie, ale byla stanowcza.

Praca w laboratorium byla dosc ciekawa bo nie bylo dnia zeby nie bylo jakichs problemow ktore trzeba bylo rozwiazac. Nie pamietam kiedy nasza Miedzyministerialna Komisja Aktywizacji Exportu zostala wchlonieta przez Ministerstwo Handlu Zagranicznego i stalismy sie jego Centralnytm Inspektoratem Standaryzacji. Dotychczasowe kierownictwo ktore pamietalo czasy przedwojenne poszlo na "zielona trawke". Naszym Dyrektorem byl Pan Wisniewski ktory mogl uchodzic za blizniaka Lorda Idena. Szalenie kulturalny i elegancki i calkiem nie pasujacy do nowej rzeczywistosci. Naczelnym Inspektorem byl. inz. Adam Borys o ktorym juz wspomnialem ze byl przedwojennym specjalista od bekonow, wyksztalconym w Stanach i nie pamietam czy byl cichociemnym czy tez z krajowego AK. Potrafil nas wszystkich trzymac "krotko", ale byl sprawiedliwy i bardzo ludzki.

Jako pracownicy ministerstwa - ja oficjalnie zostalem kierownikiem referatu - dostalismy legitymacje sluzbowe uprawniajace nas do 50% znizki na kolejach.To nie bylo mile bo poprzednio sporo mozna bylo zaoszczedzicna roznicy w cenie biletow jadac tansza klasa. Obecnie ta roznica zostala w polowie zredukowana. Dostalismy kierownika personalengo Milera, grzecznego, usmiechnietego, ale bardzo partyjnego. On sie "domacal" ze brat nie wrocil z Danii i uznal mnie jako osobe "niepozadana" do pracy w MHZ ktore zatrudnialo przedewszystkim partyjnych a w najgorszym razie "blagonadioznych". Nie bylo to dla mnie niespodzianka, bo plotki mnie doszly wczesniej.

Stas 1951   Dostalem wypowiedzenie, ale nie chciano mi zaplacic za zalegly urlop. Podalem ich do Sadu Pracy i wygralem, tak ze lacznie mialem zaplacone do konca wakacji ktore postanowilem w pelni wykorzystac na sopockiej plazy.Nim musialem oddac moja legitymacje pojechalem do Tadzia, spotkalismy sie z Niunia i Hanka. Odwiedzilismy tez mego kuzyna Wacka ktory pracowalw Brzegu gdzie dostal nakaz pracy po skonczeniu Politechniki Gdanskiej i calkiem mu sie nie podobalo to "zeslanie". Poniewaz nie mial zbyt "czystej"przeszlosci - syn oficera, sam czlonek AK - wiec nie mial wielkiego wyboru. Sopot w sezonie byl tloczny.
STAS - 1951    

To byl okres najwiekszego stalinizmu, wiec nie bylo mowy o zadnych zagranicznych wyjazdach. Bylo troche oficerow Egipskie Marynarki Wojennej ktorzy sie szkolili na statkach jakie Polska im sprzedala. Starali sie skorzystac z sezonu i zmieszac sie szczegolnie z miejsocwaplcia piekna, ale chyba ich dobrze pilnowano bo zawsze jak sie chcieli zanadto zblizyc to ich delikatnie skierowywano w innym kierunku.

Tadzio przyjechal jak zwykle na krotkie wakacje ktore tradycyjnie spedzilismy pomiedzy plaza, molem i Grand Hotelem. Tadzio lubil dobrze i duzo zjesc,wiec dla czasem zamawial dwie porcje. Ja czasem go kopiowalem, zeby potem druga porcje zostawic, bo nie moglem mu dorownac. W owczesnym czasie niebylo mody zeby zabierac resztki "dla pieska".Pod koniec sezonu poznalem na molo tancerke z zespolu tanca Malwy Stenie. Malwy to nie Mazowsze a dziewczyna nie byla "z ludu", ale z Warszawy imiala ochote sie wydac zamaz. Mieszkala w Grand Hotelu, ale na najwyzszym pietrze gdzie pokoje byly jak typowo na poddaszu, tylko z umywalka i wspolnaubikacja i lazienka. Zostal jej tydzien do konca wakacji, ktory spedzilismy przyjemnie i potem zaczal sie korespondencyjny romans.

Byl czas zeby znalezc nowa prace. Jeden ze znajomych z plazy i kolega Bucia powiedzial mi ze Zwiazek Branzowy Spoldzielni Metalowych w Gdynigdzie on pracowal poszukuje "szkoleniowca". Wymagali wyzsze wyksztalcenie. Pojechalem, wypelnilem ankiete i zostalem przyjety. Praca byla latwa, dawaladuzo swobody, tak ze nawet od czasu do czasu mozna bylo sobie pospac. Dojazd byl dosc dogodny. Wszystko ukladalo sie jak najlepiej. Pod koniec megopierwszego miesiaca zaprosil mnie personalny na rozmowe. Powiedzial ze zobaczyl w moich aktach ze jestem bezpartyjny co potwierdzilem. Powiedzialz zalem ze wedlug ich "klucza" szkoleniowiec musi byc czlonkiem partii, wiec niestety musi mnie albo zwolnic albo poszukac inne stanowisko, aleto bedzie wymagac czasu.Jako jeden z moich ostatnich obowiazkow bylo zawiezienie sprawozdania ze szkolenia do Wojewodzkiej Rady Narodowej w Gdansku.

Tam przypadkowo spotkalem na korytarzu kolege ze studiow, z ktorym nigdy nie zamienilem slowa, za wyjatkiem machania reka jak sie mijalismy. Na wyklady i egzaminy czesto przychodzil w mundurze sierzanta Milicji. Teraz byl po cywilnemu i bardzo sie ucieszyl jak mnie zobaczyl. Bylem tym troche zdziwiony, szczegolnieze nie mialem wielkiej ochoty na spotkanie z milicjantem, ale zaczelismy rozmawiac. Powiedzial mi ze jest juz w cywilu prezesem Zwiazku Branzowego Spoldzielni Budowlanych we Wrzeszczu. Spytal sie mnie co ja robie i jak mu powiedzialem, zaproponowal mi z miejsca pozycje zaopatrzeniowca w jego Zwiazku ktore, jest wolne.

Nastepnego dnia pojechalem tam i z miejsca po wypelnieniu formularzy zostalem przyjety. Pojechalem tylko do poprzedniegomiejsca pracy sie pozegnac i odebrac pieniadze za zalegla pensje.Tak zostalem inspektorem zaopatrzenia w ZBSP. Zostalem mile przyjety przez nowych kolegow choc na poczatku czulem ze nie dorownywalem w wieluwalorach memu poprzednikowi ktory byl dobrze zgrany z resztra pokoju. Nie bardzo pamietam kto w nim pracowal za wyjatkiem Miecia mego o dwie ulicysasiada i znajomego z widzenia od 1945 roku, Steciaka ktorego imienia nie pamietam i Stasia duzego i grubego ktory szereg lat pozniej popelnil samobojstwo.Naszym personalnikiem byl Jedrzejczak, byly marynarz, gruzlik, ktory pozniej wysadzil mego kolege i sam zostal Prezesem. Kompletny dyletanti aparatczyk. Na szczescie jakos sie nie dogrzebal do mojej przeszlosci i to chyba bylo dzieki temu ze przez miesiac bylem w innym zwiazku i tamtez nie mieli czasu sprawdzic, a potem w nowym dostali informacje ze starego i tak zgubilem ze mam brata za granica. Zreszta spoldzielnie nie byly takieczule na wrogow ludu jak ministerstwa i administracja panstwowa.

Najlepszym dowodem tego byl Miecio posiadajacy bardzo blekitna krew ktora dzialalana wladze "ludowa" jak czerwona plachta na byka, a on sobie zyl spokojnie. Atmosfera w naszym pokoju byla przyjemna, mielismy nawet konkurs na najzgrabniejszenogi ktore kazdy z nas prezentowal chodzac z podciagnietymi nogawkami po biurkach. Mielismy duzo swobody, jezdzilismy na "inspekcje" czasem grupowo zeby bylo weselej.To byl politycznie nie wesoly okres. Poznalem rodzine Miecia i zostalem przyjety do ich grona. Na Wszystkich Swietych przyjechala do mnie Stenia. Pech chcial ze w tym czasie zrobili "pogotowie socjalistyczne" i byly dyzury w biurze przez 24 godziny zeby "chronic socjalizm przed imperialistycznainterwencja". Pomysl poroniony, ale jedna noc musialem tam spedzic zamiast ze Stenia.

Na Sylwestra zostalem zaproszony na powitanie Nowego Roku po wystepie Malw w jednym z Warszawskich teatrow. Lozko dostalem w cztero osobowym pokoju w Hotelu Polonia, tak ze po przedstawieniu i wypiciu lampkiwina witajac rok 1952 odwiozlem Stenie do jej domu a sam pojechalem do hotelu. Spotkalismy sie nastepnego dnia u niej. Poznalem jej matke ktorazaczela zaraz opowiadac jak to sie bedzie mozna urzadzic jak sie pobierzemy i ze ojciec pomoze. To mnie nie zachwycilo, ale zrobilem dobra mine.NIgdy potem nie bylo podobnej rozmowy.Przez rodzine poznalem Terese ktora byla kierowniczka pieter w Grand Hotelu. Byla dziewczyna "z dobrego domu" co miala wypisane w wygladziei zachowaniu. Zaprzyjaznilismy sie i widywalismy sie nawet dosc czesto, ale nie bylo w tej znajomosci "iskry romansu". Jej ojciec w czasie pierwszejwojny byl starosta w Nowym Targu i odpowiedzialnym za pobyt Lenina w Poroninie.

Nie pamietam wiecej szczegolow, ale chyba pomogl Leninowi i ten ostatnimial dlug wdziecznosci. Ojciec Teresy dawno zmarl, ale byly jakies powiazania z domem w ktorym potem bylo muzeum Lenina w Poroninie. Po paru miesiacach Teresa zrezygnowala z pracy w Grand Hotelu i wyjechala. Pozniej slyszalem ze wyjechala do Londynu, tak wyszla zamaz i miala dzieci.Zima minela spokojnie, bylo troche sniegu wiec chodzilismy na narty. Ja nie bylem partnerem dla Miecia ktory byl dobrym narciarzem, podczas kiedy ja zawsze pamietalem swoj wypadek. Reszta zimy minela bez spacjlanych wydarzen. Tylko rozbijanie bryl wegla i rabanie podpalki dla naszych trzech pokoi - w brata gabinecie zamieszkal nasz stary przyjaciel zeby nam kogos nie dokwaterowano jak stracilismy brata przydzial na oddzielny pokoj dopracy naukowej. Niepamietam kiedy i kogo nam dokwaterowano do sypialni. Bylo najpierw starsze malzenstwo ktore staralo sie nam zycie "umilic".Pozniej byla starsza pani "pancia" majaca siostre w Bydgoszczy i czesto spedzajaca tam po kilka miesiecy.

Imieniny postanowilem spedzic w Warszawie ze Stenia i Tadziem. Niestety nie dostalismy pokoju w hotelu, wiec poszlismy ze Stenia na kolacje i dancing. Okazalo sie ze ona tam byla czestym gosciem i ciagle ja ktos zapraszal do tanca ona nie odmawiala. Moje delikatne uwagi na ten temat do niej nie docieraly i Tadzio nie ukrywal swojego nie zadowolenia. Poniewaz nie mielismy sie gdzie podziac a musielismy czekac na poranny pociag do Sopot, wiec siedzielismy do zamkniecia lokalu, potem Stenie odwiezlismy do domu a sami pojechalina dworzec.

Po powrocie do Sopot odetchnelismy. Niestety nim Stenia pokazala swoje oblicze zaprosilem ja na wakacje do Sopot i bylem zbyt delikatny zeby je odwolac. Myslalem ze ona sama dojdzie do tego wniosku. Niestety okazalo sie ze wakacje w Sopocie byly zbyt atrakcyjne zeby sie unioslahonorem. Przed przyjazdem do Sopot byla na wczasach w Bierutowicach i tam spotkala kogos z kim miala ozywiona korespondencje. Tadzio przyjechal wtym samym czasie i jej pobyt byl wielkim fiaskiem. Na dodatek podsluchala moja z Tadziem rozmowe na jej temat ktora nie byla pochlebna. Potem byly lzy, tlumaczenia, wypierania sie i rozstanie w zgodzie.

Brat zaczal pzysylac nam paczki, przewaznie z towarami jakie latwo mozna bylo sprzedac po dobrej cenie. Pamietam dobrze waniline ktora Mama sprzedawal potem Wlochom ktorzy mieli lodziarnie na Rokossowskiego. Dostalismy tez katalog Sears'a z ktorego mozna bylo sobie wybrac rzeczy u nas nie dostepne.Pamietam ze wowczas byla moda na krotkie i bardzo waskie spodnie do ktorych potrzebne byly bardzo kolorowe skarpetki. Brat mi przyslal kilka parktore nosilem ku zazdrosci wspolczesnych i ku zgorszeniu gorliwcow partyjnych. Jako uzupelnienie ubioru byly "plereezy" - dlugie wlosy na karku - i "nalesniki"plaskie kapelusze z duzym rondem. Zapomnialem o butach na bardzo grubych podeszwach ktore z daleka wygladaly jak drewniaki. Oczywiscie caly ubiorbyl zrobiony przez prywatnych rzemieslnikow bo nie byl dostepny w handlu, ktory ograniczal sie do "partyjnej" mody w dodatku bardzo podlym wykonaniuprzez "stachanowcow" dla ktorych jak najwyzsze wykonanie "normy produkcyjnej"bylo ich partyjnym obowiazkiem.

Postanowilismy z Tadziem pod konca lata pojechac na splyw kajakowy z Elblaga do Milomlyna. Tadzio kupil kajak, ja pozyczylem od znajomego podwarunkiem ze go uszczelnie i pomaluje. To nie bylo latwe i praktycznie caly wolny czas spedzilem zeby kajak przygotowac do drogi i zeby mi sienie utopil. To byla ciezka drewniana krypa, noszenie ktorej bylo meka, a niestety kilka razy to bylo konieczne. Potrzebowalismy "zalog". Nie wiem skad Tadzio znalazl Baske ktora byla silna i przedsiebiorcza. Ja poznalem chyba na molo Ide ktora akurat rozeszla sie ze swoim "panem" i byla do wziecia i chetna na splyw. Niewiele o niej wiem bo opowiadala sporo, ale co bylo prawda, tego nigdy nie doszedlem.

Mowila ze byla zydowka uratowanaprzez swoich przybranych rodzicow Polakow. Byla podopieczna ? znanej aktorki zydowskiej Idy Kaminskiej pozniejszej dyrektorki Teatru Zydowskiego. Mowilaze tanczyla w balecie Marynarki Wojennej i miala romans z baletmistrzem z ktorym sie rozstala. Chodzila do ostatniej klasy liceum. Poznalem kiedys jej przybrana matke ktora robila dobre wrazenie.Spotkalismy sie z Tadziem i Baska w Elblagu i fura dowiezlismy kajaki do wody i rozpoczelismy splyw. Mielismy tylko jeden maly namiot i ciagledeszcze, tak ze spalismy po okolicznych stodolach. Jedzenie kupowalismy u okolicznych chlopow, bo w wiejskich sklepach zaopatrzenie bylo slabe.Mielismy ze soba sporo konserw miesnych i pumpernikiel, tak ze mozna bylo przezyc i dozywialismy sie w gospodach jezeli na takie natrafilismy. Ciekawebyly przejazdy po pochylniach ktore byly zamiast sluz.

Przed zakonczeniem splywu byla burza i wiatr wepchnal nas w szuwary. Noc musielismy spedzicw jedynym malym namiocie i nastepnego dnia znalezc chlopa ktory nam pomoze wyciagnac kajaki i je zawiesc na stacje. Tadzio poslal swoj kajak bagazemdo Wroclawia a ja do Sopot. Sami wrocilismy do Sopot gdzie spedzilismy u mnie kilka dni, nakoniec sie ogolilismy i przebrali w czysta bieliznei ubrania. To bylo nasze pierwsze doswiadczenie w splywie i campingu.Jesien minela bez wiekszych wrazen. Ida przyjezdzala dosc czesto na soboty i niedziele, chodzilismy potanczyc.

Postanowilismy Sylwestra spedzicw Karkonoszach w Schronisku Samotnia. Tadzio porobil rezerwacje, mial przyjechac z Baska dzien wczesniej a my dobic w samego Sylwestra. Do Samotni nie bylo dojazdu, trzeba bylo isc z 3 godziny pod gore niosac caly dobytek wlacznie z nartami. To nie bylo latwe. Na dodatek Tadzio przyniosl wiadomosc zemimo ze rezerwacja zostala przyjeta i zaplacona, nasz pokoj zostal zajety na dwa dni przez pracownikow szpitala wojskowego w Lodzi a mysmy dla swietegospokoju dostali biuro kierownika Samotni do czasu kiedy wojskowi sie nie wyniosa. Nie mielsimy innego wyboru i jak dowleklismy sie do schroniskaIda i ja bylismy gotowi. Po wymyciu sie troche odpoczeslimy, co nie bylo latwe bo biuro bylo czynne i bylo wiecej takich "wyeksmitowanych" goscijak my tylko ze my mielismy sie gdzie podziac, a oni nie. Przed wyjsciem na kolacje i zamknieciem biura na klucz, Tadzio nastawil radio, ktore mialoglosnik w jadalni na Radio Rias Berlin ktory mialo dobra muzyke taneczna, jakiej wowczas nie bylo w polskim radiu jako ze muzyka ta byla zle widzianaprzez "lud". Wyjatkiem byla Orkiestra Cajmera, nim wyemigrowal do Israela, ktora grala bardzo rzadko. Jedynie czesi mieli troche wiecej muzyki tanecznejpod batuta Karela Vlacha, ale czesto odbior byl zly.

Wiele lat pozniej bylem w Pradze jak zmarl Vlach i moi gospodarze byli bardzo zdziwieni zeznalem i lubilem jego orkiestrePrzed polnoca mialo byc oredzie Bieruta do narodu i oficer polityczno wychowawczy szpitala kapitan Cwirko chcial je wysluchac - dobre nazwisko,ale nie wiem jak to on stal sie szuja. Poniewaz pokoj gdzie bylo radio bylo zamkniete, wiec sie do niego nie mogl dostac i mimo krzykow i obelgTadzio sie nie przyznal ze mial klucz. Tak przywitalismy Nowy Rok 1953. Cwirko jednak spelnil swoje pogrozki. Kilka dni pozniej jak juz mieszkalismyw swoich pokojach opuszczonych przez "dzielnych wojakow' ze swoimi pielegniarkami noca przyszli Wopisci - straz graniczna PRL - i zabrali Tadzia. Baska poszlatez i nie zalowala sobie, a ona to potrafila. Okazalo sie ze Cwirko zlozyl donos ze Tadzio chce uciekac z granice - dokad ? do Czechoslowacji ? poco ? - i ze powinni sie nim zainteresowac.

Chyba od kierownika schroniska sie dowiedzial kto mial klucz od biura. Po paru godzinach zostal wypuszczony,ale reszta wakacji juz byla popsuta. Trzeba pamietac ze bylo to w okresie kompletnego bezprawia i histerii antyimperialistycznej. Przypadkowo spotkalem Tereske ktora poznalem przez znajomych poprzedniego sezonu na plazy. Wiedzialem ze byla rozwodka z dzieckiem i ze miala mieszkaniew Gdyni a jej matka miala domek juz nie pamietam gdzie i przewaznie zajmowala sie dzieckiem. Poszlismy na kawe i pogadalismy. Zaprosila mnie do siebiena kolacje ze sniadaniem jak to sie nazywalo. To byla dla mnie nowosc bo dotad zawsze zapraszalem do siebie.

Postanowilem sprobowac bo babka bylabardzo atrakcyjna i czula. Za kilka dni przyjechalem z walizeczka, zjedlismy kolacje i potem powiedziala ze musi wyjsc zeby cos zalatwic, ale zarazwroci a  ja sobie poczytam w miedzyczasie. Wrocila po kilku godzinach, ale nie sama. Z nia byl znany autentyczny hrabia i dziwkarz a ponadto sluchychodzily ze pracuje dla UB. Powiedziala zebym sie nie denerwowal, bo on zaraz pojdzie. Czekalem godzine, z kuchni dochodzila wesola rozmowa i bylemw glupiej sytuacji. Po godzinie sie ubralem i powiedziawszy dobranoc, nie zatrzymywany wyszedlem i ze wstydem wrocilem do domu nad ranem. Pozniejjak spotykalem hrabiego to staralem sie go unikac, bo nie bylem pewny jak sie ta cala przygoda moze skonczyc. Kiedys zaczepil mnie i powiedzial ze nie mam co sie go bac i ze plotki ze jest na uslugach UB sa nieprawdziwe i ze powinnismy zapomniec o calej przygodzie. W nastepnym sezonie spotkalismysie znowu z Tereska na plazy i zachowywala sie jakby nigdy nic.

Tak sie skonczyla nasza dziwna znajomosc.5 marca dowiedzielismy sie o smierci Stalina. Szopki i histerie ktore temu towarzyszylyy sa znane. Pamietam tylko opowiadanie kolegi ktory wtym czasie przyjechal do Katowic i zobaczyl na peronie napisy Stalinogrod zamiast Katowic. W pierwszej chwili zglupial, potem sie przestraszyl zesowieci przyszli a potem zaczal sie pytac i dowiedzial sie ze nazwe Katowic zmieniono na Stalinogrod. Na szczescie to nie trwalo dlugo.

Ja sobie powtarzalemco slyszalem od Babci w dziecinstwie jak to mowiono w Petersburgu po smierci cara: wiecznaja pamiat, wiecznyj pakoj, stierwie takoj. Niestety wowczasmieszkal w Szczawnie zdroju z powodu jego rozedmy pluc, wiec nie moglem uslyszec jego komentarza. Pisanie takich rzeczy bylo bardzo niebezpieczniebo czesto otwierano listy. W czasie wojny Ojca pragnieniem bylo miec dwie klatki. W jednej trzymac Hitlera, a w drugiej Stalina i tak ich obwozic,a on by kasowal pieniadze za bilety jak w menazerii przy cyrku.

Po powrocie zaczelismy planowac nowy splyw, tym razem z Pup do Rucian i z nowymi zalogami. Tym razem mielismy juz wiecej doswiadczenia. Tadziokupil namiot, ja swoj przerobilem, doszylem podloge, zaczelismy robic zapasy konserw i szukac nowych zalog.Tadzio znalazl Halinke, swoja personalna,zas ja mialem problemy bo kilka chetnych odpadla w przedbiegach. Byla Irenka studentka Szkoly Muzycznej, ale jej mama nie zgodzila sie na jej wyjazd.Potem byla poznana na poochodzie pierwszo majowym "Kielbaska". chyba Marysia. Mielismy wowczas trudnosci w zaopatrzeniu a ona pracowala w spoldzielnispozywcow i miala dostep do kielbasy ktora dla nas kupowala. Byla wysoka, ladna i "do wziecia". Jej ukochany, a romans trwal kilka lat byl dobrymkolega mego kolegi i ten ozenil sie z kim innym zostawiajac ja na lodzie. Jednak nie byla chetna na splyw, tak ze zostalem sam z ciezkim kajakiemi trzeba bylo samemu sobie radzic, bo na wycofanie sie bylo za pozno.

W ostatniej chwili byla jeszcze jedna dentystka, ale nie dostala urlopu naczas i potem poplynela tym samym kajakiem z moim kolega - ktory rok wczesniej pomogl mi w znalezieniu pracy jako szkoleniowiec. Jej mlodsza i ladniejszasiostra tez wysiadla.Ostatnia moja nadzieja byla poznana przez Wojtusia Wandzia. Byla co prawda mezatka i razem z mezem sprowadzali z centralnej Polski nowalijki ktorych bylo brak na Wybrzezu. Obiecala ze przyjedzie do mnie do Mikolajeki zostanie na reszte splywu. Jak by jej sie nie udalo to mi wysle list do Mikolajek.Spotkalismy sie z Tadziem i Halinka na stacji Olsztynie i razem dojechalismy do Pup.

Tam musielismy zorganizowac transport kajakow do rzeczki,szczegolnie mojej ciezkiej krypy bo bylem w dodatku sam. Mielismy dwa namiory, male zagle i sporo zywnosci. Do czasu doplyniecia do Mikolajek nocowalismy kilka razy i niewiele z tego okresu pamietam. Jak doplynelismy do Mikolajek rozbilismy nasz oboz w ogrodzie nad woda przy domu nalezacym do rodzinymazurskiej. Kajaki wyciagnelismy z wody i poszli do miasteczka zeby porobic zakupy i zorientowac sie w sytuacji, a ja na poczte zeby zobaczyc co pocztami przyniesie. Dostalem list, i tak jak sie spodziewalem ze spotkania nic nie wyszlo i w dalszym ciagu bylem sam.

Korzystajac ze oboz byl w bezpiecznym miejscu wieczorem poszlismy do gospody zjesc i potanczyc. Zaczalem prosic do tanca samotne i ladniejsze babki. Wpadla mi w oko elegancka, co bylowidac mimo wakacyjnego stroju, wysoka i zgrabna szatynka. Rozmowa nawiazala sie bardzo latwo. Miala na imie Marysia i byla z kolezanka na turnusieturystycznym z ktorego nie byla zbyt zadowolona. Druga czesc wakacji planowala spedzic ze swoim przyjacielem, ktory byl duzo od niej starszy i w dodatkuzonaty. Cala afera byla bardzo skomplikowana i byla zmeczona tym trojkatem. Zaprosilem ja do stolika i zaczelismy ja namawiac zeby porzucila swoj turnusi poplynela z nami. Nie byla zdecydowana, ale usilne namowy odniosly skutek. Zaprosilismy ja do odwiedzenia naszego obozu i sprobowania zycia namiotowego.Dala sie skusic i tak spedzilismy pierwsza noc. Widac sie jej to spodobalo bo nastepnego dnia zlikwidowala swoj udzial w turnusie i przeniosla sie do nas.

Dwa dni pozniej udalismy sie w dalsza droge do Rucian. Rozbilismy oboz po drugiej stronie jeziora, gdzie bylismy sami i moglismy sobie chodzicna golasa, tylko w trampkach i czerwonych chustkach ktore byly naszym znakiem rozpoznawczym. Jak ktos chcial rozbic oboz kolo nas, zjawialismy sie wnaszych strojach ktore przybyszow szybko bez slowa zniechecaly. To bylo jeszcze w okresie kiedy Mazury nie byly modne i malo kto je odwiedzal.Po kilku dniach doplynelismy do Rucian ktore byly naszym celem. Tam spotkalismyAle z mezem - byla w podrozy poslubnej i mnie na slub nie zaprosila mimoze na moich imieninach bywala kilka razy, a jej ojciec znal Mame jeszczeze Lwowa. Byla zgorszona naszym zachowaniem sie.Przychodzila chwila rozstania, ale po drodze namowilem Marysie zeby nie jechala na reszte wakacji ze swoim zonatym przyjacielem, ale przyjechalado mnie spedzic reszte wakacji. Po wielu wahaniach posluchala i obiecala ze pojedzie tylko do Warszawy wziasc lepsze rzeczy i nastepnego dnia przyjedziedo Sopot.

Nie bylem pewny, ale poszedlem na dworzec i z pociagu wysiadla ladnie ubrana Marysia. Mama byla troche zdziwiona ale jako osoba postepowawolaca zebym mial dziewczyny u siebie w domu niz zebym sie gdzie wloczyl przyjela ja goscinnie i tak spedzilismy reszte jej wakacji. Ja musialemwrocic do pracy, ale wieczory i niektore popoludnia nalezaly do nas.Marysia byla z rodziny ziemianskiej. Ojciec mial majatek na Polesiu, tak ze doslownie cudem uciekli jak sowieci wkroczyli, bo byli przy samejgranicy. Matka jej hrabianka - jej brat pracowal ze mna w Standaryzacji i nazwiska sobie nie moge przypomniec - z centralnej Polski, tak ze osiedliw Warszawie.

Na poczatku powstania ojciec byl zabrany przez Niemcow zeby byc "tarcza" przed czolgami i tak zginal. Marysia z matka zostaly wywiezionedo Sztutchofu - oboz koncentracyjny niedaleko Gdanska - gdzie matka zmarla z glodu na rekach Marysi. Marysia sie uratowala i po oswobodzeniu poszlado Gdanska gdzie zostala zgwalcona przez zolnierza sowieckiego, ktory jak mowila byl mimo wszystko "ludzki". Pozniej wrocila do Warszawy myslac zemoze ojciec sie uratowal. Zamieszkala w slozbowce u jednej ze swoich ciotek, z ktora pozniej darla koty i zalatwila sobie przydzial kwaterunkowy.

Kiedy sie poznalismy pracowala w Biurze Projektow Architektonicznych dla Warszawy, gdzie zaprotegowal ja maz a pozniej ex maz jej przyjaciolki.Po wyjezdzie Marysi zrobilo sie pusto. Staralem sie wykombinowac delegacje na dluzszy pobyt w Warszawie. Pozniej chcialem sie przeniesc do Ministerstwa Rzemiosla do ktorego nalezal moj Zwiazek Branzowy, ale poniewaz nie mialem mieszkania i bojac sie ze jak mnie wezma to beda musieli mi dac mieszkanienie udalo mi sie zalatwic przeniesienia. Doszedlem do wniosku ze sie ozenie i Marysia sie przeniesie do Sopot. Mama sie dziwila poco sie zenic, wiecjej wytlumaczylem ze jeszcze nigdy nie bylem zonaty, wiec czemu nie. Pojechalem do Warszawy, przyjechal tez Tadzio i w Urzedzie Stanu Cywilnego wzielismy slub. Jej swiadkiem byla jej przyjaciolka Hanka. Po kilku dniach trzeba bylo wracac do pracy i przygotowywac sie do Marysi przenosin. Mama oddala nam swoj duzy pokoj i przeniosla sie do mojego pokoiku.

W czasie swiat Bozego Narodzenia przyjechal Ojciec i wzielismy slub w malym Kosciolkunaprzeciwko Grand Hotelu. Potem byl obiad w domu i chyba Mieciowie byli tez obecni. Zreszta przyjeli Marysie do swego grona. Stara paczka sie rozpadla,wiec nie mielismy wielu znajomych. Przez Mieciow poznalismy Rysiow ktorzy mieszkali w sasiedniej kamienicy i Markow ktorzy mieszkali blizej srodmiesciai tak zaczelo sie nasze zycie towarzyskie. Sopocie mieszkala tez moja matka chrzestna z mezem i synem i troche rodziny ze strony ojca: siostracioteczna Zosia, dentystke i brat cioteczny Romek student Wyzszej Szkoly Sztuk Pieknych, pozniejszego rzezbiarza i tworce Teatrzyku Kukielkowego"Co To".Mama miala calkiem bogate zycie towarzyskie i sporo "kumoszek". Jednaz nich byla matka Zbyszka Herberta tez lwowianka z ktora miala sporo wspolnych wspomnien.

2/15/1999


Stanislaw Szybalski
Punta Gorda, FL 33950
Prawa autorskie zastrzezone