W WALCE Z DUREM PLAMISTYM

Posiedzenie Wydziałów PAU: Lekarskiego, Matematyczno-Fizyczno-Chemicznego i Przyrodniczego, które odbyło się 17 kwietnia br., poświęcone zostało profesorowi Rudolfowi Weiglowi (1883-1957) w 50. rocznicę śmierci zwycięzcy w walce z durem plamistym.

Rudolf Weigl przed drugą wojną światową był związany studiami i działalnością z Uniwersytetem Jana Kazimierza we Lwowie, od 1920 roku jako profesor biologii ogólnej. Stworzył zakład, w którym produkowano pierwszą na świecie skuteczną szczepionkę przeciw durowi plamistemu. Znalazła ona wielkie uznanie świata naukowego i praktyczne zastosowanie również poza Polską (m.in. w Chinach i Abisynii). W czasie wojny obaj okupanci kontynuowali i zwiększali produkcję szczepionki w dwu instytutach - we Lwowie i w Krakowie. Była ona przeznaczona dla wojska i ludności cywilnej, tajnie przekazywano ją partyzantom i mieszkańcom gett. Profesor Weigl odrzucił propozycję przyjęcia Reichslisty, był wzorowym polskim patriotą. Oba zakłady, krakowski, a zwłaszcza lwowski, uratowały przed następstwami wojny wielu Polaków, w tym młodzież i uczestników walki z okupantami, a także Żydów (m.in. prof. Ludwika Flecka i małżeństwo prof. Meislów). Po wojnie Weigl prowadził swe badania i produkcję jako profesor UJ w Krakowie, a potem Uniwersytetu Poznańskiego. Zmarł w Krakowie, spoczywa w Alei Zasłużonych cmentarza Rakowickiego. Wśród licznych nagród i wyróżnień, jakie profesor otrzymał w swoim życiu, są miedzy innymi: papieski Order św. Grzegorza, odznaczenia belgijskie, Medal Yad Vashem. Był też wielokrotnie zgłaszany do Nagrody Nobla.

Podczas spotkania wysłuchano wykładów: znanego krakowsko-warszawskiego historyka medycyny prof. Andrzeja Śródki (Prof. dr Rudolf Weigl, uczony i człowiek), bakteriologa prof. Piotra Heczki (Szczepionka przeciw durowi plamistemu w czasach Weigla i dziś) oraz biochemika prof. Zdzisława Szafrana (Wspomnienia mojego ojca z pracy u prof. Weigla).

W wielogłosowej dyskusji wystąpili m.in. prof. Jerzy Chmielowski z Zakładu Biochemii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, wnuczka prof. Weigla - Krystyna Weigl-Albert oraz prowadzący zebranie prof. Edmund Przegaliński, dyrektor Wydziału Lekarskiego PAU.

Henryk Gaertner

WSPOMNIENIE O RUDOLFIE WEIGLU

Wspomnienie moje dotyczy człowieka, któremu zawdzięczam życie.

Pierwszy raz spotkałem się z Rudolfem Weiglem we Lwowie, blisko 80 lat temu. Były to beztroskie lata 30., kiedy to uczęszczałem do VIII Gimnazjum. Serdeczna przyjaźń z kolegą, synem profesora, Wiktorem („Turkiem"), zapewniła nam niemal codzienne zabawy w uniwersyteckim Ogrodzie Botanicznym przy ul. Kopernika1 i częste wizyty w Zakładzie przylegającym do ogrodu. Spotykaliśmy tu profesora Weigla, jego żonę Zofię, a także bliskich współpracowników: Annę („Andę") Herzig, Jana Starzyka i Henryka Mosinga. Sam Weigl bardzo troszczył się o nasze młodzieńcze rozrywki. Wtajemniczał nas między innymi w arkana ulubionego przezeń łucznictwa oraz różnych form kolekcjonerstwa.

Moi rodzice przyjaźnili się w Weiglami. Okazali oni szczególnie wiele serca mej matce, mnie i bratu w 1935 roku, po śmierci ojca, profesora polonistyki Uniwersytetu Jana Kazimierza. W roku tym przenieśliśmy się do Krakowa. W mej żywej pamięci pozostały szczególnie wspólne wakacje w Iłemnej na Huculszczyźnie, gdzie z dala od cywilizacji spędzaliśmy czas na łonie natury. Kontakt korespondencyjny z Weiglami trwał do 1939 roku. Dotyczył on również niezrealizowanych planów uzyskania dla Weigla Nagrody Nobla. Niestety kandydatury tej nie popierały należycie polskie władze. Wybuch wojny zastał mnie na samej polsko-niemieckiej granicy, gdzie w charakterze junaka budowałem fortyfikacje. Celem ucieczki był Lwów i Weiglowie. Niemcy jednak zagarnęli mnie już w Rudniku nad Sanem, skąd wróciłem do Krakowa. Pierwsze lata wojny spędziłem w Zakopanem, pełniąc różne funkcje w rodzinnym hotelu. Niemcy, dla rozbicia polskiego społeczeństwa, uznali górali za potomków pragermańskich szczepów, nadając im nazwę Goralenvolk. Uznany przez przywódców kolaborantów za groźnego dla Goralenvolku, znalazłem się w „Palace", zakopiańskiej katowni gestapo. Wielce prawdopodobną perspektywą dla mnie było zesłanie do obozu koncentracyjnego. Na prośbę mojej matki osobiście interweniował Weigl, uzyskując moje zwolnienie. Natychmiast po wyjściu na wolność i pobraniu polskiego dowodu osobistego, czyli Kennkarty, przywódcy Goralenvolku zagrozili mi dalszymi konsekwencjami za niepodjęcie Kennkarty góralskiej. W tym samym dniu otrzymałem wezwanie do tzw. służby ojczyźnianej -Heimatdienstu. Musiałem uciec do Krakowa i tu ukrywać się.

Odwiedziłem wybitnego uczonego - Odona Bujwida, jednak proponowane przezeń zatrudnienie w jego zakładzie nie zapewniało rozwiązania moich problemów. I tu znowu pomógł mi Rudolf Weigl interwencją u prof. Eyera, niemieckiego dyrektora instytutu badań wirusów i tyfusu plamistego - Institut für Virus und Fleckfieberforschung Oberkommando der Wehrmacht przy ul. Czystej. Tu byłem laborantem kuchni pożywek - Nährobodenküche. Codziennie dwukrotnie na rękach i nogach karmiłem wszy, odrabiałem „służbę budowlaną" - Baudienst - na terenie instytutu i studiowałem medycynę na Tajnym UJ.

Przed ponownym wkroczeniem armii sowieckiej do Lwowa Weigl opuścił miasto, a swe prywatne i zakładowe rzeczy zdeponował w Krościenku, Krakowie i Częstochowie. Znaczna część rzeczy prywatnych, w tym koncertowy fortepian, znalazła się w naszym wojennym mieszkaniu przy ul. Szujskiego 7. Miałem też przyjemność i zaszczyt być gościem profesora w Krościenku.

Po przejściu frontu wróciłem zaraz do naszego przedwojennego mieszkania przy ulicy Lea, gdzie zatrzymywali się nasi znajomi - lwowscy profesorowie. Rudolf Weigl, zatrzymany w Krościenku przez wojska sowieckie, był wożony za stale przesuwającym się na zachód frontem. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że z Weiglem chciał telefonicznie rozmawiać sam Nikita Chruszczow. Ówczesny władca Ukrainy proponował powołanie sieci instytutów przeciwtyfusowych na ziemiach ukraińskich i polskich z siedzibą dyrekcji w Kijowie pod kierownictwem Weigla. W czasie pobytu u nas, Weigla i jego przyszłą żonę dr Andę Herzig pilnowali dwaj oficerowie NKWD - kapitan i porucznik, a w przeciwległym mieszkaniu znaleźli się pułkownicy rosyjscy zakładający „polską" Służbę Bezpieczeństwa. Kapitan był nader małomówny, natomiast bardziej rozmowny porucznik dziwił się, że profesor zwleka z wyjazdem, a miałby „cztery pokoje, ubrania i radio". Weigl nie posiadał płynnej gotówki, nie mógł jej też pozyskać pod nadzorem oficerów. Wprawdzie kapitan oferował gotówkę na życzenie Weigla, którego on jednak nie wyrażał.

W końcu w naszym mieszkaniu został ułożony list Weigla do Chruszczowa, dziękujący za zaproszenie, niemożliwe do przyjęcia ze względu na „konieczność" operacji tarczycy u dr Andy Herzig. Przy udziale mej matki dziekan Wydziału Lekarskiego UJ prof. Janusz Supniewski udzielił Weiglowi nominacji krakowskiej Wszechnicy. Planowano stworzenie katedry mikrobiologii dla upamiętnienia Rickettsa i Prowazeka, znakomitych uczonych. Weigl doznawał różnych życzliwości, między innymi początkowo ze strony przyszłego profesora Zdzisława Przybyłkiewicza. Niestety niekiedy na przeszkodzie bliższych kontaktów z Weiglem stawała dominująca rola Andy Herzig. Weiglowie osiedlili się w Krakowie przy ul. Sebastiana, uruchamiając zakład produkcji szczepionki, podlegający kontroli Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie.

Rudolf Weigl, obie jego żony - Zofia i Anna oraz syn Wiktor już nie żyją. Pozostała mi po nich serdeczna i pełna wdzięczności pamięć. Podobne do mych wspomnienia żywi na pewno wiele innych osób, którym instytuty przeciwtyfusowe Weigla we Lwowie i w Krakowie oraz osobista troska profesora umożliwiły przetrwanie grozy okupacji.

Henryk Gaertner

1Ogród Botaniczny UJK znajdował się nie przy ul. Kopernika, lecz na tyłach gmachu starego uniwersytetu (ulica św. Mikołaja 4) i miał wejście od ul. Jana Długosza.
(S.Kosiedowski)


Artykuł pochodzi z miesięcznika Uniwersytetu Jagiellońskiego
ALMA MATER
czerwiec 2007, nr 93
Wszelkie prawa zastrzeżone.


Data modyfikacji strony: 2007-12-03


Powrót
Licznik